Naprawdę wielkie dzięki Orszuli i
Gayaruthiel za zabetowanie tego rozdziału!
To była
ruina. Brudna, zatęchła buda, którą w całości trzymały jedynie wygasające
zaklęcia. Stała tuż nad morzem, tak blisko, że w sztormowe dni woda przelewała
się za próg. Podłoga przesiąkła smrodem ryb, które kiedyś tu patroszono, a
drewniane ściany skrzypiały, gdy wzmagał się wiatr. Wszystkie szyby dawno
wytłuczono. Przez puste okienne ramy wlewała się do izby słona, zimna noc.
Chata była
idealna.
Voldemort
aportował się pośrodku jedynego pomieszczenia, od razu rzucając skuteczne i
nieprzyjemne zaklęcie. Dosięgłoby każdego, kto był na tyle głupi, aby
spróbować się na niego zaczaić. Złote linie zatańczyły w powietrzu, by po
chwili rozpaść się na tysiące iskier, z których każda paliła niczym użądlenie
szerszenia. Czarny Pan stał nieruchomo, a one gasły na jego skórze, nie robiąc
mu krzywdy. Ponieważ nikt nie zawył z bólu, uznał, że jest w izbie sam i oszczędnym gestem cofnął czar. Następnie
rzucił Lumos i rozejrzał się z niesmakiem.
W jednym
kącie stała prycza zbita z desek, które dawno już przegniły. W drugim kłębiło
się parę starych sieci. Prócz tego mężczyzna zauważył też piecyk, zwykłą kozę,
kompletnie zardzewiałą. Część podłogi zalana była wodą.
Mężczyzna
powiedział „Nox” i różdżka przestała świecić. Następnie wyczarował fotel,
ciężki, skórzany mebel z wysokim oparciem. Usiadł w nim i rzucił parę zaklęć
ochronnych, bardziej z przyzwyczajenia niż z realnej potrzeby.
Czekał w
ciemności, przysłuchując się falom, uderzającym o pobliski brzeg. Był…
zmęczony.
Odkąd
powrócił, nie odważył się zasnąć ani razu. Kiedy tylko mógł, pobudzał się magią
i eliksirami. Czasami, gdy jego organizm był zbyt wyczerpany, drzemał w fotelu:
krótko, niespokojnie, zawsze na granicy jawy. Spędzało mu sen z powiek
przeczucie, że ktoś spróbuje go zabić, jeśli choć na chwilę straci przytomność,
odsłoni się, stanie bezbronnym. Może któryś z jego ludzi.
Jego ludzie?
Nawet w myślach te słowa brzmiały gorzko. Większość hołoty, która przeżyła jego
upadek, zdradziłaby go przy pierwszej okazji. U zbyt wielu żarliwą lojalność
zastąpił zwykły, wręcz zwierzęcy strach. Lęk zaś był podłym i kapryśnym
sojusznikiem. Lord wykorzystywał go z braku rozsądnej alternatywy... choć
musiał przyznać, że widok ludzi płaszczących się przed nim od zawsze sprawiał
mu przyjemność. Nawet jeśli wiedział, że te same osoby rzuciłyby się mu do
gardła, gdyby stracił moc.
Jednostajny
szum morza sprawił, że mimowolnie zaczął się odprężać. Pozwolił myślom błądzić.
Żałował, że
Crouch ostatecznie okazał się takim głupcem. Gdyby nie próbował zabić wtedy
Pottera… Cóż, Czarnemu Panu przydałby się teraz ktoś żywy i myślący, w czyją
wierność nie wątpiłby każdego dnia.
Zamiast tego
przyszło mu pracować z takimi ludźmi jak Malfoy, Snape, Rainbow…
Na Emily
właśnie czekał.
Kobieta
spóźniła się. Weszła oknem, zręcznie przeskakując przez zbutwiały parapet. W
ustach trzymała małą latarkę, której światło prześlizgnęło się po oparciu
fotela i twarzy Voldemorta. Ten zmrużył oczy. Rainbow ukłoniła się energicznie
i bez słowa rzuciła czar, który wypełnił izbę bladym, zielonkawym światłem.
Śmierciożerczą
maskę, porysowaną od ciągłego używania, miała zsuniętą na czoło. Pod pachą
trzymała klatkę z czarną kurą, która tłukła się o metalową siatkę, najwyraźniej
śmiertelnie przerażona. Kobieta musiała wcześniej uciszyć ptaka zaklęciem.
Przez ramię przewieszoną miała dżinsową torbę.
– Podejrzewam, że masz to, o co prosiłem –
powiedział Czarny Pan i zabrzmiało to jak groźba.
Rainbow
wypluła latarkę, która upadła ze stukiem i odtoczyła się pod drzwi.
– Wedle
rozkazu – odpowiedziała wesoło.
Postawiła
klatkę na podłodze i z kieszeni rozpiętego płaszcza wyciągnęła notes. Całkiem
zwykły, jeden z tych, które można kupić w każdej księgarni na Pokątnej. Do jego
okładki przylepił się papierek po Marsie.
–
Zeszlamiłaś się do szczętu – zauważył mężczyzna ze wstrętem.
– Wedle
rozkazu – powtórzyła, na chwilę poważniejąc. Oderwała papierek i podała mu
notatnik.
Nie
skomentował jej słów. Dawno temu miał plan, który bez jego nadzoru rozwinął się
w nieodpowiedni sposób. Teraz mógł albo Rainbow zabić, albo wykorzystać,
ignorując jej upodobania. Z dnia na dzień pierwsza opcja stawała się coraz
bardziej kusząca.
Rainbow
zdawała się zupełnie nieświadoma tego, że balansuje na krawędzi. Uśmiechała się
lekko, ręce trzymając w kieszeniach. Oczy jej błyszczały.
Mężczyzna
wyobraził sobie ją leżącą na podłodze, wrzeszczącą z bólu lub skomlącą o
litość. Prawie widział, jak oczy uciekają jej w głąb czaszki, a paznokcie
pękają, gdy próbuje rozdrapać deski. Może przegryzłaby sobie język i zadławiła
się krwią… Voldemort uśmiechnął się do własnych myśli.
– Przygotuj
wszystko – powiedział.
Stuknął
różdżką w notes, dezaktywując ciążącą na nim klątwę, po czym go otworzył.
Kartki były
pożółkłe i częściowo zniszczone. Niektóre zostały zachlapane kawą, inne
ubrudzone krwią. Zapełniały je nazwiska, daty, formuły zaklęć oraz luźne, nie
powiązane z niczym hasła. Większość z nich została opisana lakonicznie, czasem
zaledwie kilkoma słowami. Część notatek była jednak niezwykle szczegółowa. W
środku znalazły się też zdjęcia, czarodziejskie lub nie, rysunki, plany
budynków, mapy, włosy paru ludzi, listy. Przejrzał wszystko pobieżnie.
Zaczął
prowadzić notes w siódmej klasie, gdy przygotowywał się do owutemów. Na jednej
z pierwszych stron znajdowała się lista lektur, które zamierzał przeczytać w
czasie przerwy zimowej.
Był wtedy
tak… młody.
Cóż,
powinien był zniszczyć ten przedmiot dawno temu. Większość informacji i tak
przestała mieć jakąkolwiek wartość.
Rainbow
tymczasem ostrożnie położyła torbę na pryczy i zrzuciła płaszcz. Gdy upadł, kopnęła
go w kąt, na sieci. Następnie podwinęła rękawy koszuli, odsłaniając pokryte
tatuażami ręce. Usiadła na podłodze, ściągnęła ubłocone glany i prawie suche, kolorowe skarpetki. Po
chwili namysłu zdjęła też spodnie. Na kolanie miała bliznę wyglądającą jak
symbol nieskończoności.
Wstała i
zajęła się obydwoma oknami, reperując je pobieżnie. Oczyściła podłogę z wody i
brudu. Następnie zmierzyła krokami izbę, mamrocząc coś do siebie.
– Robiłaś to
już kiedyś? – spytał Czarny Pan, gdy włożyła różdżkę za ucho.
– Dawno temu – stwierdziła bez skrępowania – ale wtedy go modyfikowałam. Ten to standard.
– Modyfikowałaś? – zainteresował się.
– Aha. Trudne to nie było.
– Modyfikowałaś? – zainteresował się.
– Aha. Trudne to nie było.
Takiej
odpowiedzi się spodziewał.
Niektórzy
ludzie żyli z wymyślania i sprzedawania czarów. Praca ta wymagała bardzo dobrej
znajomości teorii, doskonałego opanowania języka, z którym się pracowało,
sporej intuicji i niebywałej cierpliwości. Było to, w dużym uproszczeniu,
mozolne przestawianie samogłosek i wielogodzinne machanie różdżką.
Zdarzały się
oczywiście osoby mniej lub bardziej utalentowane, jak we wszystkim. Większość
jednak przyznawała, że i tak efekt zależy od zwykłego szczęścia i
bardzo rzadko przypomina to, co pragnęli osiągnąć.
Emily nie
miała o tym pojęcia.
Voldemort w
dzieciństwie interesował się ludźmi, których umysł działał w odmienny sposób.
Lubił czytać o geniuszach i zamiast bajek sięgał po ich biografie. W wieku
ośmiu lat poznał pojęcie „sawant” i wtedy zaczęły fascynować go choroby
psychiczne. Szukał – nie całkiem świadomie – potwierdzenia, że istnieją na
świecie ludzie tacy jak on. Inni. Gdy jako jedenastolatek dowiedział się, że
jest czarodziejem, poczuł zarówno ulgę i gniew. Nie chciał być jednym spośród
wielu…
Później
praktycznie zapomniał o tym, całą uwagę poświęcając czarnej magii, wojnie,
Śmierciożercom, polityce. Nigdy nie przypuszczał, że wiedza z dzieciństwa przyda
mu się w magicznym świecie.
Kiedy jednak
poznał Rainbow, szybko zrozumiał, z kim ma do czynienia. Emily po prostu
wiedziała, jak ma brzmieć zaklęcie: bez zastanowienia, bez jakiegokolwiek
wahania. Widziała błędy w zapisanych inkantacjach, choć nawet nie musiała ich
czytać. Podejrzewał, że potrafiła to, ponieważ była kompletnie szalona.
– A jak tam
James? – spytała, klękając.
Białą kredą
zaczęła rysować okrąg, nieco koślawy, ale najwyraźniej nie miało to znaczenia.
– Odesłałem
go do Hogwartu – powiedział, uważnie obserwując jej reakcję. Była znikoma.
Wyciągnęła z
torby siedem świec i rozstawiła je na zewnątrz kręgu. Czerwoną, pomarańczową,
żółtą, zieloną, niebieską, fioletową i ostatnią o barwie, której Czarny Pan nie
umiał nazwać. Staranie przytwierdziła je do podłogi zaklęciem Przylepca, nim
znowu się odezwała.
– Aha. W
ogóle ci się nie przyda? – Wyciągnęła z torby plastikowy woreczek z nadmorskim piaskiem i opakowanie
soli.
– Jest
kaleką – powiedział cicho, zaciskając palce na różdżce. Z trudem przypomniał
sobie, że nie powinien jej rozpraszać w tej chwili.
– Myślałam,
że go uzdrowisz. – Jeden kosmyk włosów wsunął się jej do ust. Żuła go
bezmyślnie, wysypując środek okręgu piaskiem. – Jesteś całkiem dobry w te
klocki, prawda? – dodała po chwili.
Pomyślał, że
po rytuale zajmie się nią. Bardzo, bardzo starannie.
– Nie mogę
pracować ze wspomnieniami, których nie posiada – wytłumaczył, patrząc jak pisze
na piasku, wykorzystując różdżkę jak zwykły patyk. Przykucnęła przy tym na
piętach.
– Wiesz,
ratowałam wtedy, co się dało – zauważyła, na chwilę przerywając pracę.
Odgarnęła do tyłu włosy. – I tak całkiem nieźle mi poszło.
Wtedy trafił
go szlag. Machnął różdżką w krótkim, ostrym geście. Na twarzy kobiety wykwitła
czerwona pręga, ciągnąca się od prawego ucha, przez policzek i wargę, do
podbródka. Emily usiadła zaskoczona i powoli uniosła dłoń, dotykając rany
opuszkami palców.
– Uderzyłeś
mnie – powiedziała zdumiona. Palce ubrudziła własną krwią.
Czarny Pan
na chwilę zamknął oczy, uspokajając się. Później, obiecał sobie.
– Tak,
Rainbow. Nie przejmuj się tym – powiedział, starając się brzmieć możliwie
łagodnie.
Wzruszyła
ramionami. Jeszcze przez moment przyglądała mu się z zainteresowaniem, jakby
był ciekawym, egzotycznym zwierzęciem. Później oczyściła rękę i uleczyła ranę,
a wgłębienia w piasku zasypała solą.
– Tak
wygląda nasz krąg – powiedziała, wstając. W jej głosie brzmiała jeszcze
uraza, która powoli ustępowała miejsca ekscytacji. – Wymyślił go mój przodek,
podobno razem ze Slytherinem. Zawsze myślałam, że to bzdura.
– Jaki to ma
związek…? – Spojrzał na nią z irytacją.
– Będę
potrzebować tłumaczenia na wężomowę – powiedziała, nasuwając maskę na twarz. –
Poza tym radziłabym ci zdjąć płaszcz. Będzie ciepło… panie.
Był pewny,
że pod maską uśmiechnęła się złośliwie. Zawsze to robiła, gdy zwracała się do
niego z szacunkiem, choćby znikomym.
Później,
przypomniał sobie. Na przyjemności jeszcze przyjdzie czas.
Wstał i na
ścianie wypalił prosty wizerunek węża. Następnie spojrzał na nią z
wyczekiwaniem.
– Powtarzaj
za mną. Aha, gdy będziesz kończył zdanie, musisz dotknąć knota. Świeca wtedy
zapłonie. Mój ojciec aktywował krąg po angielsku, ale myślę, że uzyskamy lepszy
wynik z tłumaczeniem – powiedziała, rozglądając się z roztargnieniem.
Następnie
kobieta odsunęła się od kręgu i wyciągnęła z klatki kurę. Ptak zmartwiał z
przerażenia, gdy wzięła go na ręce.
– Zaczynamy?
– zapytała, czule głaszcząc zwierzę. – Naprawdę radziłabym się rozebrać.
Rainbow
zachowywała się jak okrutne, rozpieszczone i niewątpliwie genialne dziecko.
Prawdopodobnie dlatego, że – w pewnym szczególnym sensie – wciąż nim była.
Dopóki Voldemort o tym pamiętał, potrafił, rozmawiając z nią, zachować spokój.
Mężczyzna
spojrzał na rysunek węża i zasyczał:
– Jessstem
gotowy.
Chociaż
czasem podejrzewał, że Emily po prostu udaje.
***
James był
rozkojarzony, zmęczony i przygnębiony. Schodząc po schodach, myślał o jutrzejszym
dniu. Wiedział, że czeka go awantura i, cholera, bał się jej trochę. Gdyby
eliksirów uczył jakikolwiek inny nauczyciel, chłopak w ogóle by się nie
przejmował. Nigdy nie darzył belfrów szczególnym respektem. Tyle, że tę lekcję
prowadził Snape.
Rainbow
przystanął, drapiąc się świecącą różdżką po karku. Próbował przekonać samego
siebie, że panikuje bez sensu. Profesor przecież musiał przynajmniej udawać, że
przestrzega regulaminu, a James wiedział, że w Hogwarcie kary fizyczne są
zakazane. Snape nie mógł więc go… skatować. Nie aż tak, aby nazajutrz chłopak
nie dał rady pójść na zajęcia. Odpadały również wszelkie zaklęcia, które
pozostawiały ślady. To ograniczało listę klątw…
… na
przykład do Crucio.
Rainbow
rozejrzał się, przygryzając wargę. Dotarł na pierwsze piętro i ucieszył się, że
przynajmniej rozpoznaje otoczenie. W nocy Hogwart był ponurym miejscem. Chłopak
czuł chłód ciągnący od wiekowych murów i słyszał te wszystkie ciche, drażniące
wyobraźnię dźwięki, które za dnia ginęły w zwyczajnym hałasie. Chociaż dobrze
wiedział, że to tylko odgłosy wiatru, szczurów lub czegoś równie banalnego, i
tak poczuł się nieswojo.
Boisz się
ciemności? Żałosne, pomyślał.
W tym
momencie mógł pójść do McGonagall i poprosić, aby go odprowadziła. To byłoby
jednak naprawdę upokarzające. Poza tym nauczycielka prawdopodobnie szykowała
się już do snu. Gdyby zapukał do drzwi, mógłby wyrwać ją z łóżka, albo, co
gorsza, spod prysznica. Przerażająca myśl.
Potrząsnął
głową, aby pozbyć się wizji profesorki owiniętej ręcznikiem w szkocką kratę.
Postanowił,
że po prostu przejdzie się korytarzem i sprawdzi, czy nie przegapił innej
klatki schodowej. Co prawda wydawało mu się to nieprawdopodobne, ale nie miał
lepszego pomysłu.
Wsadził lewą
dłoń do kieszeni i przygarbił się, a różdżkę opuścił, więc oświetlała głównie
kamienną posadzkę.
Tak,
pomyślał ze wstrętem, dobijaj się. To ci na pewno jutro pomoże.
Szedł
powoli, co jakiś czas tylko unosząc głowę. Był pewien, że i tak zauważy schody.
Przez chwilę
nawet zastawiał się, czy powinien spróbować wytłumaczyć wszystko Snape’owi, ale
odrzucił ten pomysł. Nie miał ochoty zwierzać się ze swoich słabości
komukolwiek, a temu bydlakowi w szczególności. Zresztą, albo mężczyzna mu nie
uwierzy, albo wykorzysta tę informację, żeby jeszcze bardziej mu dokopać – inna
możliwość nawet nie przyszła Jamesowi do głowy.
Właściwie
chłopak najchętniej zwiałby teraz ze szkoły. Powstrzymywała go jedynie
świadomość, że ze swojej ucieczki musiałby tłumaczyć się nie tylko matce, ale
również Czarnemu Panu.
Jęczysz jak
dziewczyna, zganił się w myślach.
Podświadomie
zarejestrował dźwięk, który nie pasował do reszty. Jakby ktoś głośniej
odetchnął. Chłopak odruchowo odsunął się o krok, równocześnie obracając głowę.
Ruch ten był nieświadomy, ponieważ wciąż myślał o czymś innym. Przede wszystkim
zaś – zbyt wolny.
– Accio
różdżka – usłyszał i zacisnął palce, ale przedmiot i tak mu się wyślizgnął.
Nawet nie próbował go złapać.
Rzucił się w
bok, we wnękę za pomnikiem, byle tylko zejść z oczu atakującemu. Zamierzał
wyciągnąć zapasową różdżkę, którą miał ukrytą w futerale na łydce i rozprawić
się z wrogiem możliwe szybko i cicho. To był całkiem dobry plan i przez bardzo
krótką chwilę James wierzył, że się uda.
Przypomniał
sobie jednak, że ma pecha – dokładnie wtedy, gdy wpadł na czatującego we wnęce
chłopaka.
Potknął się
o jego nogi i plecami uderzył w załom muru. Odebrało mu dech. W tej samej
chwili chłopak odepchnął go mocno, a James próbując zachować równowagę, chwycił
się jego szaty. Razem upadli na podłogę. Rainbow uderzył głową o posadzkę i
nagły ból zamroczył go na chwilę. Mimo tego poczuł, że chłopak stoczył się z
niego. Spróbował więc się podnieść, choć miał wrażenie, że przy każdym ruchu
jego czaszka pęka.
– Trzymaj go
– usłyszał. Miał wrażenie, że głos dochodzi z bardzo daleka.
Ktoś złapał
go za szatę i zaczął podnosić, dysząc przy tym ciężko. James zauważył
półprzytomnie, że chłopak cuchnie potem i prawie przez to zwymiotował.
– Chodźmy
tam – powiedział nerwowo jeden z napastników.
Kiedy
zaczęto go wlec, Rainbow spróbował się wyrwać. Kopnął do tyłu z całej siły.
Usłyszał przekleństwo, a napastnik rozluźnił chwyt. Prócz tego niewiele jednak
zyskał. Drugi chłopak rąbnął go w twarz na tyle mocno, aby James na chwilę
stracił kontakt z rzeczywistością.
Ocknął się,
kiedy rzucili go na posadzkę. Odruchowo skulił się, osłaniając brzuch i głowę.
Podłoga, na której leżał, była z jakiegoś powodu mokra i przez moment bał się,
że to jego krew. Cieczy jednak było za dużo.
Jeden z
chłopaków rzucił Lumos. James zacisnął powieki. Miał wrażenie, że ktoś wsadził
mu do głowy dwie ostre szpile.
– Co ty na
to, kundlu? – spytał napastnik i Rainbow zmusił się, aby na nich spojrzeć.
Mógł się
domyślić, że to będą goryle Malfoya. Posłał im nawet całusa, kiedy wchodził do
gabinetu McGonagall. Kretyn, kretyn, dlaczego zawsze musi kusić los?
– Nawet nie
próbuj krzyczeć – dodał drugi.
James nie
zamierzał, nie był głupi. To pomieszczenie pewnie i tak było wyciszone, a
stojący nad nim chłopak tylko czekał na jakikolwiek pretekst, aby kopnąć go w
nerki.
Byli w
jakiejś łazience. Rainbow zauważył kabiny i umywalki. To w jakiś sposób
tłumaczyło, dlaczego podłoga była zalana…
– Jakiś
cichy jesteś, gnojku. – Zwalisty chłopak patrzył na niego ze skupieniem, co
wyglądało naprawdę dziwacznie. Jakby wyjątkowo tępa małpa próbowała ogarnąć
instrukcję obsługi piekarnika.
James nie
rozumiał, na co oni czekają. W końcu bardziej bezbronny już nie będzie.
Spróbował dyskretnie sięgnąć po różdżkę, ale przypatrywali się mu zbyt uważnie.
Jeden w dodatku w niego celował.
– Niczego nie
powiesz? – zapytał ten po lewej. Wydawał się zagubiony, jakby nie bardzo
wiedział, co ma teraz robić.
James
pomyślał, że po prostu próbują sobie przypomnieć jakiekolwiek zaklęcie, które
mogliby teraz na niego rzucić. Niedobrze.
Javiera
powiedziała kiedyś, że w magii przerażające są tylko trzy rzeczy: przekręcone
klątwy, niedokończone eliksiry i szaleni ludzie. Rainbow się z tym nie zgadzał,
ponieważ zbyt dobrze znał się na czarnoksięstwie. Nie znaczyło to jednak, że
nie obawiał się źle wypowiedzianych czarów.
Koledzy
Malfoya wyglądali na ludzi, którzy potrafią pomylić się nawet przy Drętwocie.
Rainbow wolałby, aby go po prostu pobili. Fizyczne obrażenia łatwo się leczyło.
–
Zastanawiałem się, czemu nie ma z wami tego dupka – powiedział ze sztuczną
wesołością w głosie. – Malfoy stchórzył? Co za ciota.
Łatwo dali
się sprowokować. James chciał jeszcze dodać, że nie kopie się leżącego, ale
zabrakło mu czasu.
Szybko
przestał rozróżniać poszczególne uderzenia.
A w jego
głowie przebudziło się to, co powinno zostać ukatrupione dawno temu. Na granicy
świadomości czuł oddech, lodowaty, cuchnący gnijącą wodą. Był jak obietnica
ukojenia i prawie zapomniał, że się go bał…
– Biją się! Biją się! – Usłyszał dziewczęcy i,
z jakiegoś powodu, bardzo rozradowany głos.
– Spływaj,
grubasko – warknął Ślizgon.
James
prawdopodobnie stracił przytomność, bo gdy znowu otworzył oczy, zorientował
się, że koledzy Malfoya go zostawili. W łazience było na tyle jasno, że
dostrzegł swoją różdżkę, leżącą nieopodal. Przestraszył się, że jest już ranek,
ale szybko uświadomił sobie, że dzienne światło byłoby inne.
– Och,
obudziłeś się – powiedział ktoś i James szybko podniósł głowę. Natychmiast tego
pożałował, bo pociemniało mu przed oczami.
Na umywalce
siedziała martwa dziewczyna. Na pewno martwa. Była półprzeźroczysta i świeciła
lekko, a James wiedział, że żywi ludzie tego nie robią. Na nosie miała okulary
z grubymi, okrągłymi szkłami. Rainbow zawiesił na nich wzrok, próbując
pozbierać myśli.
– Myślałam,
że umrzesz. – Dziewczyna uśmiechnęła się uroczo. – Wcale by mi to nie
przeszkadzało.
– Nie? –
spytał głupio.
–
Pozwoliłabym ci zostać w łazience. Tu jest całkiem fajnie i można straszyć,
kogo się chce. Na pewno nie umierasz? – zapytała. Błagalny ton jej głosu
natychmiast zmotywował Jamesa do wzięcia się w garść. Prawie oczekiwał, że dziewczyna zaraz powie: mogę pomóc.
– Nie,
wszystko w porządku – zapewnił szybko i jęknął z bólu, doskonale zaprzeczając
własnym słowom. Nawet oddychanie sprawiało mu ból.
Nieźle go
załatwili, to musiał im przyznać…
– Jestem
Marta – powiedziała dziewczyna, machając nogami w powietrzu. – Zwiali, jak
tylko się pojawiłam.
– Dzięki.
James – wymamrotał.
Dał radę
usiąść, opierając się plecami o drzwi kabiny. Miał wrażenie, że jego głowę
rozłupano na pół, a w dodatku prawie nic nie widział na lewe oko. Wymacał
różdżkę i zamknął drzwi. Następnie rzucił na nie czar, który czarodziejowi nie
znającemu się na rosyjskiej magii trochę utrudniłby ich otworzenie. Wtedy
poczuł się w miarę bezpiecznie.
– Wiem, jak
to jest, kiedy się nad tobą pastwią – stwierdziła Marta, a oczy zalśniły jej
niebezpiecznie. – Mnie nawet zabili.
– Współczuję
– zapewnił.
Rzucił na
siebie zaklęcie sondujące, powoli wodząc różdżką wzdłuż ciała. Miał pęknięte
żebro, zresztą mógł się domyślić. Poza tym obili mu wnętrzności i w łeb też dostał porządnie. Prócz tego głównie stłuczenia, więc nie tak źle. Tylko facjatę
przemodelowali mu ze znawstwem… splunął krwią.
Miał
nadzieję, że nie przegapił niczego istotnego. Ten czar niestety nie był doskonały.
Między innymi często informował o starych obrażeniach, zrośniętych kościach,
bliznach po klątwach. W tym gąszczu wiadomości można było się pogubić.
–
…siedziałam akurat w toalecie i płakałam, bo ta okropna Oliwia Hornby znowu się
ze mnie naśmiewała. Często to robiła, ona i ta jej koleżanka, która wyglądała
jak świnia. No więc akurat płakałam, kiedy usłyszałam bardzo dziwny dźwięk… –
James dopiero po chwili uświadomił sobie, że Marta opowiada mu o sobie.
Dziewczynie najwyraźniej jednak nie przeszkadzało, że nie słucha.
– Aha –
powiedział na wszelki wypadek. Nie był pewien, co może zrobić urażony duch i w
tej chwili nie chciał poszerzać swojej wiedzy.
Wsadził rękę
do kieszeni szaty, ale nie znalazł tam papierosów. Zostały w kurtce, którą
wpakował do kufra. Ta drobnostka przybiła go ostatecznie.
Im dłużej
myślał o tym, co go spotkało, tym większy wstyd czuł. Dał się pobić jakimś dwóm
kretynom, w dodatku na oczach dziewczyny. Pewnie do jutra będzie o tym wiedzieć
cała szkoła.
Uzdrowił się
na tyle, aby móc wstać. Przez chwilę wydawało mu się, że nie da rady, ale
przytrzymał się klamki i jakimś cudem nie upadł. Serce biło mu tak, jakby
właśnie ukończył maraton, a pot sprawił, że koszula przykleiła się do skóry.
Marta na chwilę przerwała swoją opowieść, patrząc na niego z namysłem.
– Moja
propozycja jest cały czas aktualna – zauważyła.
– Przemyślę
ją – obiecał, powoli podchodząc do umywalki. Oparł się o nią, dłonie zaciskając
mocno na wilgotnej, śliskiej krawędzi.
Lustro
wiszące na ścianie pokryte było szronem. Chłopak przejechał po tafli palcami, a
pod paznokciami został mu śnieg. Nie miał siły się jednak nad tym zastanawiać.
– Więc, jak
już mówiłam, to był bazyliszek – kontynuowała dziewczyna. – Niestety nie
zobaczyłam go wyraźnie, bo nie miałam okularów. Rozumiesz, musiałam je
ściągnąć, kiedy płakałam…
– Straszne –
powiedział bezmyślnie.
Różdżką
ogrzał zwierciadło, a następnie rękawem starł z niego wodę. Teraz wpatrywał się
w swoje odbicie ze znużeniem.
Jedno oko
miał zapuchnięte, a górną wargę rozkwaszoną. Nos też nie wyglądał najlepiej.
Chłopak językiem przesunął po zębach i zauważył, że jeden się chwieje.
Wspaniale.
Odkręcił
wodę i ostrożnie przemył twarz, zmywając z niej krew. Dzięki temu odkrył szramę
nad brwią. Co oni mieli na tych butach, ćwieki?
– … och,
wyglądała okropnie. Miała sierść na całej twarzy, rękach, wszędzie. W dodatku
wyrósł jej ogon…
Nie było
jednak tak źle. James sztukę pierwszej pomocy opanował perfekcji. Poza tym nie
musiał zbyt przejmować się siniakami. Zaklęcie maskujące i tak zakryje je w
ciągu paru godzin. Przytknął koniec różdżki do nosa, żeby go naprostować, kiedy
uświadomił sobie, co przed chwilą usłyszał.
– Co zrobili
Harry, Ron i Hermiona? – spytał osłupiały.
Marta
rozpromieniła się.
***
– Co wyście
zrobili?
Malfoy w jednej
chwili całkowicie się obudził. Usiadł, odruchowo podciągając kołdrę pod brodę.
Vincent stał przy jego łóżku. W dłoni trzymał zapaloną różdżkę.
W bladym
świetle ślizgońskie dormitorium wyglądało upiornie.
Było to
podłużne pomieszczenie. Pod jedną ze ścian w szeregu stały łóżka z zielonymi,
ciężkimi baldachimami. Kolumny mebli wyrzeźbiono tak, aby wydawały się
oplecione bluszczem. Draco w pierwszej klasie odkrył, że jeśli naciśnie pewien
liść, z zagłówka łóżka wysunie się niewielka szuflada. Gdy zrobił to pierwszy
raz, całkowicie przypadkowo, znalazł w niej mysi szkielet. Przez tydzień nie
mógł zasnąć, co niezwykle bawiło Zabiniego. Malfoy trzymał w skrytce tylko
budzik, ponieważ wszyscy chłopcy z jego roku o niej wiedzieli.
Pomiędzy
łóżkami stały szafki nocne, których zawartość była nietykalna. Dotknięcie
czegokolwiek, co leżało na albo w nich, było zbrodnią porównywalną z grzebaniem
w czyimś kufrze. Malfoy obłożył swoją szafkę paroma klątwami i był prawie
pewien, że jego koledzy zrobili to samo. Pod tym względem im ufał. Jednak na
wszelki wypadek na wierzchu kładł tylko książki, tworząc z nich chwiejny,
krzywy stos. Większość dotyczyła quidditcha.
Wystrój
pomieszczenia miał jednak naprawdę niewielkie znaczenie. Nawet gdyby Ślizgoni
ukradli fotele Puchonów i obwiesili ściany gryfońskimi dywanami, i tak nocą
byłoby tu ponuro. W pokoju królowało bowiem okno.
Zamiast
ściany uczniowie mieli wzmacnianą czarami szybę, która odgradzała ich od
jeziora. Czasami Wielka Kałamarnica podpływała tak blisko, że Malfoy mógł spojrzeć
prosto w olbrzymie, czarne oko.
Vincent
oparł się o kolumnę łóżka.
– Stłukliśmy
go – powiedział poważnie. – Sam mówiłeś, że trzeba coś z nim zrobić.
– Ale nie
to, na Salazara. – Ponieważ Zabini drgnął nerwowo na łóżku obok, Malfoy jedną
ręką zaciągnął kotarę. Następnie kontynuował ściszonym głosem: – On widział, że to wy? To znaczy rozpoznał
was?
– Tak –
odpowiedział Gregory ze swojego łóżka. Przed chwilą przebrał się w piżamę i
właśnie składał ubrania. Miał przy tym tak nieobecny wyraz twarzy, że Draco
drgnął, słysząc jego głos. Myślał, że Goyle nie przysłuchuje się rozmowie.
– W końcu o
to chodziło, co nie? – Vincent wzruszył ramionami. – Żeby się od ciebie
odczepił?
Malfoy
zbladł. Nie wiedział, co ma im odpowiedzieć. Jasne, wieczorem mówił, że chętnie
by się z Rainbowem rozprawił. Nie przyszło mu jednak do głowy, że potraktują to
jak jakąś prośbę. Na Morganę, oni przecież nigdy nie łapali aluzji.
– Dobrze
zrobiliśmy? – zapytał Crabbe, wyraźnie oczekując pochwały.
– Nie, nie
„dobrze”, wcale nie „dobrze”, w ogóle nie „dobrze”. To jest syn Snape’a.
Wiecie, jakie będziemy mieć problemy? Mogą was wywalić – powiedział, na chwilę
tracąc opanowanie. Przypomniał sobie
jednak, że nie są w dormitorium sami i to pozwoliło mu ochłonąć. – Gdzie go w
ogóle zostawiliście?
– W
łazience, tej nawiedzonej. – Do Vincenta najwyraźniej zaczęło coś docierać, bo
przestał się uśmiechać. – Zresztą woźny pewnie go już znalazł. Ten duch narobił
hałasu.
– W jakim
był stanie? Rainbow? – dopytywał się Draco.
– Takim
normalnym. Trochę krwawił… – Crabbe robił się coraz bardziej nerwowy. – No i
różdżkę mu oddaliśmy – dodał, jakby się bronił przed niepostawionym zarzutem.
Malfoy,
który zaczął się podnosić, opadł ponownie na łóżko. Co innego pójść i zobaczyć,
czy wszystko w porządku z bezbronnym chłopakiem, a co innego pakować się w łapy
kogoś uzbrojonego.
Na pewno nic
mu nie jest, pomyślał. W końcu co mu mogli zrobić? Może stracił pamięć
albo coś w tym stylu. To przecież nie jest takie rzadkie… Akurat.
– On mnie
zabije – podsumował własne myśli. Głos
miał przy tym grobowy.
– Nie
przejmuj się – spróbował go pocieszyć Gregory. Właśnie wycierał buty o
serwetkę, którą ściągnął z nocnej szafki. – To zwykły maminsynek.
Draco
wzdrygnął się, wracając myślą do momentu, gdy James chwycił go w pociągu. Miał
wtedy wrażenie, że został zamknięty w bardzo małym pomieszczeniu z potężnym i
naprawdę wygłodniałym zwierzęciem. Prawie czuł cuchnący oddech i chłód bijący
od jego wilgotnego cielska. Na samo wspomnienie chłopak się wzdrygnął.
Nie mógł
jednak powiedzieć o tym kolegom. Uznaliby go za wariata.
"Gdyby zapukał do drzwi, mógłby wyrwać ją z łóżka, albo, co gorsza, spod prysznica. Przerażająca myśl. :D"
OdpowiedzUsuńTa emotka to pozostałość po becie, czy automatycznie Ci się wślizgnęła, gdy pomyślałaś o Minerwie pod prysznicem? :DD
Kiedyś założę sobie zeszyt i będę w nim zapisywać kto i kiedy obił mordę Jamesowi, bo jestem ciekawa, po ilu rozdziałach zabraknie mi kartek. xD
Wiesz, chyba bardziej od głównej fabuły podobają mi się te smaczki, jak mały Tom Riddle interesujący się sawantami czy opis komnaty Severusa. Naprawdę zazdroszczę pomysłów!
Pozdrawiam, weny życzę i przepraszam, że taki słaby komć, ale nic lepszego nie potrafię wykrzesać. :<
Emotka pozostała po becie. Przegapiłam ją, gdy porządkowałam tekst, moja wina :D
OdpowiedzUsuńJames, jak przystało na gryfona z krwi i kości, ładuje się w każdą możliwą burdę (lub ją wywołuje, lub jest w nią wciągany) :D
(... a tak na serio, to ja kompletnie nie umiem opisywać pojedynków/walk/bijatyk/czegokolwiek co zawiera akcję - i na tym opku chce się tego nauczyć, więc przyszłość Jamesa wygląda trochę nieciekawie...)
Jeśli chodzi o fabułę ff to zaczyna nużyć/nudzić czy coś w tym stylu?
A za komentarz dziękuję :D
Im bliżej znam Emily, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że mistrzostwo w ładowaniu się w sytuacje bezpośredniego zagrożenia zdrowia lub życia James wyssał z mlekiem matki. xD
UsuńNienienie, fabuła trzyma dalej poziom. Po prostu te smaczki są takie smaczne, że trudno znaleźć coś lepszego na ząb. :D
Super opek :) Jeden z lepszych jakie czytałam (a czytałam sporo fanficków). Świetnie przedstawione postacie odrazu zapadają w pamięć, akcja wciąga, a pomysł orginalny i ciekawy :D. Będę wpadać częściej.
OdpowiedzUsuńPozdro :)
Melyonen
Dziękuję za komentarz i cieszę się, że ff Cię zaciekawił ;)
UsuńSkomciam, skoro obiecałam. :) Ostrzegam, będzie chaos. Po pierwsze: bardzo wciągająca lektura. Naprawdę, przyjemnie się czyta, odkrywając zakamarki pozornie tak dobrze znanego świata. Mnóstwo nowych postaci, zjawisk, pomysłów, a mimo to, wszystko jest chyba zgodne z kanonem (przynajmniej ja nie wyłapałam żadnych rażących błędów, chociaż ekspertem nie jestem). I ogólnie, sensownie i logicznie przede wszystkim. Bardzo mi się spodobała na przykład "iluzja", czegoś takiego nie było w oryginale, a tutaj jest ładnie wykorzystane. Kanoniczne postacie przedstawione z trochę innej strony niż w oryginale i inaczej niż w fanfikach, Boru dzięki :D (Snape! mimo ojcostwa :D). Podoba mi się tajemnicza przeszłość bohatera i jego "przyjaciele", i oczywiście, jego mamusia. Nurtuje mnie to, mam nadzieję, że zdradzisz jeszcze wiele na ten temat! Czuję, że James Syriusz jeszcze nie raz mnie zaskoczy. Mój Boru, męczysz go strasznie, a on nadal nie angstuje! Chwała Ci za to. Szkoda że pobyt w Malfoy Manor trwał jakoś tak... krótko? Miałam nadzieję, że będzie obfitował w istotne sceny, znaczące rozmowy, i że atmosfera będzie bardziej... niepokojąca? Swoją szosą, ja na miejscu Voldzia nie ufałabym gówniarzowi, bo mimo genów, wiem za dużo, jeszcze zdradzi zdrajców i przyłączy się do Zakonu! Voldzio ogólnie wydaje się jakiś taki nie w formie. U Rowling był dużo bardziej odczłowieczony, ale może się okaże, że Twoja wersja bardziej mi się spodoba, ale nadal mi za mało Sama-Wiesz-Kogo ;D Podsumowując, mam straszny niedosyt!
OdpowiedzUsuńJames jest nieco dziki, ma czasem wręcz zwierzęce odruchy, tu się z Draconem muszę zgodzić! A właśnie, Draco. Zrobiłaś z niego jeszcze bardziej rozmemłaną fretkę niż JKR, i pozbawiłaś dumy, aż to jakieś nienaturalne. I te bójki po kiblach w Hogwarcie... zgrzyta mi to trochę, ale to jednak wybitnie głupi ślizgoński duet...
Snape ojcem. Snape. Z kobietą. Ughh. Ona musi być naprawdę szalona! Zastanawia mnie, jak będzie traktować syna...
Reszta komentarza to chyba już tylko "czekam na nexta", bo czekam, chcę wiedzieć, jak rozwinie się sytuacja ze Złotą Trójcą, jak Jamesowi spodoba się szkoła (mała dygresyjka, świetnie przedstawiasz Hogwart, aż mi się na sentymenty zbiera!), i ogólnie, co ze światem czarodziejów, z Voldkiem, z Zakonem, z wojną! Ciekawi mnie, jakie zmiany wprowadziłaś w tym aspekcie. :D
W sumie to gdzieś chyba dostrzegłam błędziki, ale nie skupiłam się na tyle, żeby je zapamiętać. Odbioru nie zakłócają.
Teraz już naprawdę koniec, obiecuję. Ogólnie rzecz biorąc, pomysł na 5. Jest naprawdę naprawdę intrygujący. Jedyne, czego mi brakuje, to więcej szczegółów, tła, przeszłości. Nie chodzi mi nawet o opisy miejsc akcji, a o bohaterów pierwszo- czy drugoplanowych. Przedstawiłaś ich tak, że mam ochotę ich bliżej poznać, mam nadzieję, że dasz mi tę szansę. :D
Ech, sama nie rozumiem, co mam na myśli. :< Tak to jest, jak się komentuje 10 rozdziałów naraz... Opko jest naprawdę fajne, czyta się błyskawicznie, a główny bohater jest świetnie wykreowany, choć nadal kryje sporo tajemnic. :>
Dodaję do obserwowanych, Delto, od tej pory będę Cię dręczyć komciami regularnie! :)
"Nurtuje mnie to, mam nadzieję, że zdradzisz jeszcze wiele na ten temat!"
UsuńZdradzę, to na pewno. Tylko, że ja lubię tak... po kawałeczku. Tutaj dwa słowa, tam jedno, aż w końcu się wszystko splata, o.
...
Tylko jak to wyjdzie w praktyce, to jeszcze nie wiem :D
"Szkoda że pobyt w Malfoy Manor trwał jakoś tak... krótko?"
... bo ja w pewnym momencie odkryłam, że w takim tempie James nigdy do Hogwartu nie dotrze ^^" Gdzieś na poziomie VIII rozdziału tak konkretnie. Więc sceny, które pierwotnie miały wylądować na początku, w rezultacie znajdą się... gdzieś dalej (co chyba trochę mówi o ich wartości fabularnej :D). Inna sprawa, że ja perspektywy Jamesa zbyt kurczowo trzymać się nie zamierzam ;)
"[...] a on nadal nie angstuje!"
Bo on trzyma angst na specjalne okazje. To co go spotkało jeszcze mieści się "w normie" :D
"Swoją szosą, ja na miejscu Voldzia nie ufałabym gówniarzowi, bo mimo genów, wiem za dużo, jeszcze zdradzi zdrajców i przyłączy się do Zakonu!"
Voldziu Jamesowi nie ufa, ale wychodzi z założenia, że skoro młody i tak jest nieprzydatny (patrz ten rozdział) to równie dobrze może siedzieć w Hogwarcie. Poza tym James nie jest w stanie zdradzić matki z pewnego konkretnego powodu (wytłumaczę to w późniejszych rozdziałach, obiecuję! Choć pewne sugestie w tekście już są), więc póki Emily trzyma się Śmierciożerców to i młody musi. Przynajmniej - teoretycznie.
...
Inna sprawa, że James to James, więc teoria swoją drogą, a fabuła swoją.
"Voldzio ogólnie wydaje się jakiś taki nie w formie. U Rowling był dużo bardziej odczłowieczony, ale może się okaże, że Twoja wersja bardziej mi się spodoba, ale nadal mi za mało Sama-Wiesz-Kogo ;D"
Bo ja chyba nie potrafię napisać kanonicznego Voldemorta, przyznaję bez bicia :< Założenia: jest zły, nieludzki i rzuca Crucio na małe, puchate króliczki, fajnie się sprawdzały u Rowling. Tylko, że dla mnie to trochę za mało na bohatera (czy też złoczyńce), więc go chyba przypadkowo uczłowieczyłam.
"Zrobiłaś z niego jeszcze bardziej rozmemłaną fretkę niż JKR, i pozbawiłaś dumy, aż to jakieś nienaturalne."
Ups? Kiedy to pisałam, byłam akurat na fragmencie bójki na boisku w V tomie i tam Draco się zachował jak fretka ostateczna, więc możliwe, że pod wpływem lektury sama przesadziłam ^^" Ale Malfoy ma być bohaterem dynamicznym (jakkolwiek to brzmi), więc powinien zyskać trochę charakteru później. Przynajmniej takie są założenia.
Poza tym to chyba jeszcze ten moment, kiedy Malfoy może szukać pomocy u profesora - przynajmniej tak mi się wydaje. Draco fascynuje się Śmierciożercami, wie, że Snape jest jednym z nich, a równocześnie jeszcze nie traktuje go jako "konkurencji" i zagrożenia (chodzi mi o ich relacje w VI tomie).
A z tą bójką, to chodziło tylko o to, by Jamesowi durne zachowanie całkiem na sucho nie uszło. I jakoś tak pasowało mi do spółki Crabbe&Goyle. Głupi, raczej okrutni i prawie na pewno lojalni...
Na pewno nad twoimi uwagami się zastanowię, jak znowu będę pisać ślizgońskie trio ;)
"Ona musi być naprawdę szalona!"
Ona jest naprawdę szalona :D
"Jedyne, czego mi brakuje, to więcej szczegółów, tła, przeszłości"
Będą, będą. Po prostu najpierw chciałam w ogóle zarysować tajemnice, zanim je zacznę rozplatać - a to, że przez 10 rozdziałów tłucze wstęp, to wina mojego rozwlekłego pisania ;)
A wiesz, że ja w zasadzie postaci nie kreuje? Tylko tak jakby... wymyślam scenę i opisuję jak się w niej zachowywali. Wiem dlaczego akurat tak robią i to mi wystarcza. To w sumie taka luźna uwaga niezwiązana z niczym konkretnym...
"Dodaję do obserwowanych, Delto, od tej pory będę Cię dręczyć komciami regularnie! :)"
Cieszę się na samą myśl :D
Wierzę Ci na słowo, widać, że bohaterowie kryją kilka mrocznych sekretów. Czekam z niecierpliwością, żeby dowiedzieć się jak najwięcej. Strasznie mi się to podoba, że nie są wrzuceni nagle do rzeczywistości, jakby całe życie czekali, aż ktoś zacznie pisać o nich opko. :D
UsuńMalfoy mnie zaskoczył, skarżąc się Snape'owi, bo to dziwne jak na Malfoya i dziwne jak na typowego 15-latka. :D
Ale kreacja bohaterów wychodzi Ci naprawdę świetnie! Cały czas mam wrażenie, że mogliby sporo o sobie powiedzieć... :D
Na fair-gaolu pojawiła się (wreszcie) ocena Maski. Zapraszam i przepraszam za opóźnienie!
OdpowiedzUsuńJak zapowiedziałam, stworzyłam edita. I informuję o nim. Mam nadzieję, że choć trochę stanęłam na wysokości zadania.
UsuńWybacz bełkot, ja po prostu nie umiem brzmieć profesjonalnie czy oficjalnie :<
To je osom! :D W sensie opko. :D Właśniem je odkryła i lecę pędzę czytać od rozdziału pierwszego. :D
OdpowiedzUsuńNadrobiłam!
OdpowiedzUsuńW sumie żałuję, że nie przeczytałam go wcześniej, bo naprawdę fajny był ten rozdział, aczkolwiek przynajmniej będę mniej czekać na kolejny ;)).
Emily naprawdę jest bardzo, bardzo szalona. Bo inaczej nie da się wytłumaczyć tego, że jest taka odważna nawet przy Voldku, wielokrotnie dość mocno przeciągała strunę, tym samym ryzykując narażenie się na jego gniew. To lekkomyślne z jej strony, ale jako osoba nieco walnięta, zapewne postrzega świat w dość specyficzny sposób i nie zachowuje się tak, jak zachowałby się na jej miejscu każdy inny. Jest też dość specyficzna. O tak, moim zdaniem dobrze ją kreujesz, bo wyraźnie czuć, że jest osobą szaloną, nieprzeciętną i tak dalej. Wyszło ci to bardzo wiarygodnie, tylko pozazdrościć umiejętności kreowania postaci. Ogólnie ta scena w tym domku była bardzo klimatyczna i taka dość... mroczna.
Jestem ciekawa, po co Voldowi był ten krąg. Czyżby chciał, żeby Emily stworzyła dla niego jakieś zaklęcie? Taki jest mój wniosek po czytaniu jego refleksji na jej temat. No i ten notes... Wzbudził we mnie skojarzenia z dziennikiem Riddle'a, ale myślę, że to nie może być on.
W ogóle coraz bardziej widać też, że James ma po niej pewne cechy. Na przykład to balansowanie na krawędzi czy umiejętność pakowania się w tarapaty przy jednoczesnej umiejętności wychodzenia z nich. Tak w miarę, ale póki co zawsze wychodzili.
Spodziewałam się, że to błądzenie po szkole nie wyjdzie mu całkiem na dobre. Ledwo co trafił do szkoły, a już został sprany przez takich dwóch półgłówków. No ale dobrze, że nie zrobili mu nic gorszego. Ale pewnie teraz James pomyśli, że to Malfoy ich napuścił, a oni po prostu źle zrozumieli jego słowa (zresztą jak zwykle) i byli pewni, że mu się podliżą, jak dopadną chłopaka, który go upokorzył. No ale jak widać, James jest zdolny i nawet się sam uleczył, a przy okazji nawiązał dość ciekawą interakcję z Jęczącą Martą. Mam wrażenie, że ona go polubiła, pewnie żałowała, że nie będzie mógł dołączyć do niej jako duch, ha xDD. Wgl, ta scena z Martą mnie ubawiła, szczególnie jak wdała się w swoją opowieść, a ten nawet jej nie słuchał. Ale mam wrażenie, że wzmianka o Harrym i jego przyjaciołach (pewnie to o eliksirze wielosokowym) go zaintrygowała. Ciekawe tylko, co zrobi z tą wiedzą?
Ogólnie jestem ciekawa kolejnego rozdziału. Robi się coraz bardziej interesująco. To trzymanie w napięciu, obok dość mrocznej aury, jest jedną z rzeczy, które sprawiają, że naprawdę polubiłam twoje opowiadanie. Lubię mroczne fanficki. I lubię też dobrze stworzone postacie, zarówno OC jak i kanoniczne.
Czekam na kolejny ^^.
Emily naprawdę myśli inaczej niż normalny człowiek ;) Poza tym Voldemort z pewnych względów chce mieć ją po swojej stronie, więc powstrzymuje swoje mordercze zapędy. Przynajmniej teraz :D
UsuńKrąg sam w sobie jest "zaklęcie", starym, rodowym. Ma swoje zastosowanie, które będzie wytłumaczone później ;)
Nie, to nie był ten dziennik. V. po prostu lubił dzienniki :D
Cóż, James ma po prostu życiowego pecha i musiał nauczyć sobie z nim radzić ;)
A następny już jest :D
się nawet do tego twojego 'Lorda' zaczynam przyzwyczajać (choć moja ciocia miała psa, który tak się wabił, więc sama rozumiesz, co mi się od razu nasuwa na myśl :P).
OdpowiedzUsuńEmily... kojarzy mi się trochę z Bellatrix, ale nie jest aż tak szalona - to znaczy trochę jest, ale to szaleństwo w zupełnie innym stylu :P.
mam też wrażenie, że poczciwy, stary, skupiony na sobie Voldzio zupełnie jej nie docenia. wcale bym się nie zdziwiła, gdyby przy próbie jej zamordowania sam by się tylko pogrążył :P. oboje mają tak silne charaktery, że nie dziwię się, że Rainbow go irytuje :P. poza tym wydaje mi się, że z tym jej udawaniem to ma rację :).
wyrwać McGonagall spod prysznica, to by dopiero było :D. choć znane są przypadki jej latania po szkole w szlafroku :P.
czyżby Marta zdradzała Harry'ego z Jamesem teraz? ^^
"– Wiem, jak to jest, kiedy się nad tobą pastwią – stwierdziła Marta, a oczy zalśniły jej niebezpiecznie. – Mnie nawet zabili." - oczekiwałam, że zaraz zaniesie się płaczem :D.
ciekawy pomysł z tym oknem w pokoju Ślizgonów ;).
Malfoy tchórz jak zwykle :P.
to chyba pierwsza rzecz, jaką Crabbe i Goyle zrobili bez wiedzy i pozwolenia Draco :D.
"poczuł zarówno ulgę i gniew" - ulgę jak i gniew
--
storyoframona.blogspot.com
No dobsz, usunęłam Lorda. Niech (nie) będzie, skoro w książce tak go nie skrócali :D
UsuńSkojarzenie z Bellatrix nawet słuszne, choć jak zauważyłaś - to kompletnie inny typ szaleństwa. I Emily - oczywiście - nie jest tak obsesyjnie lojalna wobec Voldemorta :D Inne priorytety. Najpierw zabawa, później magia, służba na miejscu trzecim...
McGonagall w negliżu wolę sobie nie wyobrażać :D
Skoro mogła w VI tomie zdradzać go z Malfoyem... uważam, że - mimo wszystko - James to lepsza partia, o.
(była trochę zbyt podekscytowana, żeby płakać - wreszcie ktoś, kto słucha jej żalów :D)
Zawsze jest ten pierwszy raz ;)
Emily w ogóle nie jest lojalna wobec kogokolwiek, więc o czym my tu rozmawiamy? :P
Usuńwłaściwie Bellatrix lubię tylko w kreacji Heleny Bonham Carter, w książce była okropna, no i stała po przeciwnej stronie niż Syriusz :).
za to Emily da się lubić w pewien dziwny, perwersyjny sposób :P.
weź mi nie przypominaj! zdecydowanie lepsza partia :D.
ona cały czas słuchała kogoś, kto w końcu wysłucha jej historii do końca. a Harry dorzucił do tego kolejny głodny kawałek i jeszcze nie zdążyła się nim za wiele razy podzielić :D. a powód do płaczu też by miała, bo przecież oberwała w głowę dziennikiem :P.
--
http://storyoframona.blogspot.com
Ja przyznam się, że lubię Bellatrix... z fanartów :D
Usuńhttp://data.whicdn.com/images/55947389/hphbpbellasnape_large.jpg
http://img.photobucket.com/albums/v634/OrlandoGirl860/hplestrangephoto.jpg
http://makani.deviantart.com/art/Leaky-hp-wanted-pics-57669566 (podpis na plakacie :D)
Tylko żałuję, że acciobrain nie działa, a ja nie mam kopii tej strony. Tyle artów poprzepadało :/ tutaj próbka tego, co tam było: http://weheartit.com/from/acciobrain.ligermagic.com?page=5&before=634555
Emily wyszła mi trochę... specyficzna. Btw. teraz dziwnie się czuję, jak w jakimś opowiadaniu widzę to imię :D Tak jakoś mi do niej pasuje.
Marta akurat nie jest zbyt skomplikowaną postacią :D
hahaha no niezłe te fanarty, choć filmowa była genialna i jakoś bardziej ten rozwiany włos mi pasuje :D.
Usuńi właśnie tu tkwi kwintesencja Emily, w tej jej specyficznym charakterze :).
w sumie imię dość powszechne w książkach i opowiadaniach, jakoś tak do tej pory zawsze kojarzyło mi się z jakąś małą, grzeczną dziewczynką :P.
--
storyoframona.blogspot.com
Ja mam ten problem, że filmów praktycznie nie oglądałam. Jak już do któregoś siadłam, to bardzo często nie kończyłam ^^" Jakoś nie potrafiłam się w nie wciągnąć. Więc część wizji mi się z filmami nie pokrywa: choćby nie potrafię przyzwyczaić się do ichniej maski śmierciożercy :D U mnie w opku będzie wyglądać inaczej (kiedy już się opis pojawi dokładniejszy).
UsuńWiem, że jest popularna. Sama mam jakieś Emilki w domu chyba nawet :D (choć nie czytałam). Ale jak trafię gdzieś w fanfiku, to głupio się cieszę...
mnie filmy irytują strasznie, już od pierwszej części (bo oglądałam z tym fatalnym dubbingiem :/), choć pierwsze dwie jeszcze się nieźle trzymają kanonu.
Usuńu mnie to samo, większość wyobrażałam sobie inaczej, począwszy od postaci (gdzie są Harry'ego zielone oczy? długie zęby Hermiony?) a na Śmierciożercach (i maskach, i znaku) kończąc.
aż se chyba przeczytam książki jeszcze raz :P.
i pewnie wtedy nijak opis pasuje Ci do niej, co nie? ja tak mam ze swoją Ramoną :D.
--
http://storyoframona.blogspot.com
Akurat główni bohaterowie jeszcze jako tako się z moimi wyobrażeniami pokrywają. Hagrid, Moody i Lucjusz w sumie też bardzo-bardzo. Może po prostu filmowi mi podpasowali? :D Za to zupełnie inaczej wyobrażam sobie Ginny, bliźniaków, Draco, Lupina (szczególnie jego), Syriusza, Petera (był za mało szczurowaty, o :D), Tonks... i Snape. Snape'a szczególnie :D
UsuńZnak też sobie kompletnie inaczej wyobrażałam i byłam strasznie zaskoczona, jak go pierwszy raz zobaczyłam. Nie wiem czemu ciągle mi się kojarzy z kluczem wiolinowym :D
Właśnie jakoś mi dziwnie się przestawić. Co ciekawe z Jamesem nie - bez trudu przełączam sobie myślenie na Pottera młodszego czy starszego ;)
Hagrid i Moody jeszcze, ale Lucjusz i Draco już ani trochę :P.
UsuńWeasley'owie też za mało rudzi i piegowaci, Ginny prawie brązowe włosy miała :P.
o tak, Lupin to filmowa wielka porażka, Glizdogon za gruby :P, Syriusz, Tonks... w sumie Snape'a też inaczej sobie wyobrażałam, pamiętam, że to był dla mnie trochę szok jak pierwszy raz film oglądałam :P.
coś jest w w tym skojarzeniu z kluczem wiolinowym :D.
a właśnie to dziwne, bo ja w sumie też - ale może dlatego, że obie postacie pochodzą z tego samego świata przedstawionego? ;)
--
http://storyoframona.blogspot.com
Ginny to w ogóle mi nie pasuje i już. Ona powinna tak wyglądać: http://viria13.deviantart.com/art/how-Ginny-should-have-looked-269991758 :D
UsuńJa nie wiem kto wpadł na pomysł, by Lupin nosił wąsa :< Zresztą forma wilkołacza też w filmie najlepsza nie wyszła.
Snape powinien być chudszy, niższy i młodszy. I bardziej snape'owaty :D
Albo dlatego, że tamci byli pierwsi :>
ta Ginny jest niezła, tylko wolałabym taką mniej 'kanciastą' :P.
Usuńtak, cały Lupin i jego forma wilkołaka do poprawy, zupełnie nie takie :P.
ja nie wiem, czy Snape młodszy, ale z pewnością chudszy, z dłuższymi (brudnymi!) włosami i bardziej snape'owaty, to fakt :D. chociaż młodszy trochę też, bez tych wszystkich zmarszczek :D. chociaż ten jego pogardliwy ton wyszedł nieźle :D.
haha może też tak być :D.
--
http://storyoframona.blogspot.com