Gayi i elwence dziękuję za betowanie :]
Pozdrowienia dla Kreta, który wyjechał, by
być rozchwytywanym.
James
naprawdę miał nadzieję, że bez problemu prześpi przynajmniej parę godzin. Gdy
wreszcie dotarł do dormitorium, był tak zmęczony, że dał radę ściągnąć jedynie
szatę i buty. Wpełzł pod kołdrę, schował różdżkę pod poduszkę i zasnął w
chwili, gdy zamknął oczy.
Przebudził
się z koszmaru tuż przed świtem. Usiadł gwałtownie, uderzając plecami o
drewniany zagłówek. Przez chwilę uspokajał oddech, mocno zaciskając dłonie na
wymiętej kołdrze.
Nienawidził
śnić o martwych ludziach. Nienawidził śnić o Macnairze. Nienawidził, gdy
mężczyzna klękał przed nim i uśmiechał się, czekając, aż James poderżnie mu
gardło.
Ile razy
miał już ten koszmar? Cztery, pięć? Na litość Morgany, jego podświadomość
powinna sobie już z tym poradzić. Zresztą, dlaczego ma przeżywać śmierć
jakiegoś frajera, który próbował go zabić? Macnair był wrogiem. Nawet dobrze,
że go ubili.
Tylko te
koszmary…
James
rozejrzał się niepewnie. Za oknem dopiero szarzało i było stanowczo za
wcześnie, aby wstawać. Ledwo widział stojące obok łóżko i kaktus Neville’a,
który zajął honorowe miejsce na szafce. Z drugiej jednak strony Rainbow wątpił,
aby zdołał znów usnąć.
Odetchnął
głębiej, aby upewnić się, że żebro zostało prawidłowo zaleczone. Lekko
potrząsnął głową i z ulgą zauważył, że nie czuje ani bólu, ani mdłości.
Wreszcie wstał, uważając, by nie szturchnąć przypadkiem roślinki.
Odszukał
różdżkę i rzucił Lumos. Harry wymamrotał coś przez sen, ale się nie obudził.
Rainbow zastanowił się, jak proste byłoby porwanie go i skrzywił się. Może
proszenie Tiary, aby przydzieliła go do Gryffindoru, nie było wcale takie
mądre? Teraz będzie musiał znaleźć dobre wytłumaczenie, dlaczego nie może po
prostu porwać Pottera w nocy.
Trzeba
sprawdzić, czy działają tu świstokliki, pomyślał ze znużeniem.
W kufrze
znalazł czystą koszulę, opakowanie tabletek przeciwbólowych i wymiętą paczkę
papierosów. Upewnił się przy okazji, czy paczuszka, którą zabrał z domu, jest
wciąż bezpiecznie owinięta w dwie pary skarpet. Po chwili namysłu wyciągnął z
kieszeni kurtki przedmiot, który podarował mu Chupacabra – małą książeczkę w
miękkiej oprawie.
Rozejrzał
się jeszcze raz, nim wyszedł, cicho zamykając drzwi.
Pokój
wspólny był pusty, co wyjątkowo mu odpowiadało. Ruchem różdżki przesunął jeden
z foteli pod okno, ostrożnie lawirując nim pomiędzy stolikami. Następnie
zgarnął parę poduszek i wymościł nimi wytarte siedzisko. Wreszcie odemknął
okiennice i przez chwilę bezmyślnie przyglądał się okolicy. Słońce jeszcze się
nie pojawiło, lecz niebo na wschodzie pojaśniało. Zakazany las odcinał się na
jego tle czernią, jakby został spalony.
Ostrożnie
usiadł w fotelu, nogi przerzucając przez jego krawędź. Skrzywił się mimowolnie.
To, że sińców nie było widać, nie znaczyło, że zniknęły. Nigdy nie nauczył się
zaklęcia, które je usuwało, bo prościej było posmarować skórę odpowiednią
maścią. Była tania, powszechna i skuteczna, zaklęcie tymczasem żmudne i
czasochłonne. Teraz jednak żałował swojego lenistwa.
Denerwowało
go to, że nie może po prostu skoczyć na Nokturn. Zupełnie, jakby wylądował w
więzieniu.
Przełknął
tabletkę i odpalił papierosa od różdżki. Wreszcie zajął się książeczką
Chuapacabry.
Był to
hiszpański przekład „Komety nad Doliną Muminków”, ale chłopak nigdy dotąd nie
widział tego wydania – praktycznie mieściło mu się w dłoni. Na niebieskiej
okładce, tuż pod napisem „La llegada del cometa” znajdował się prosty rysunek
Ryjka. James zerknął na stworka przelotnie, a następnie przeleciał wzrokiem
parę losowych stron. Kojarzył tę historię słabo, ale – o ile mógł to stwierdzić
– Chupacabra w żaden sposób w nią nie ingerował.
W pierwszym
odruchu nie wiedział, co zrobić, ale później przypomniał sobie, jaką osobą jest
jego były szef.
James
zaciągnął się papierosem, następnie wyjął go z ust i stuknął różdżką w otwartą
książeczkę, mówiąc:
– Hasło,
hasło.
Nic się nie
wydarzyło, ale nie zraziło go to. Spróbował ponownie:
– Hasło,
administrator. Hasło, admin.
Gdy
wypowiedział dwa ostatnie słowa, litery zaczęły blednąć, aby w końcu zniknąć.
Chłopak wrócił do początku książki i tak, jak się spodziewał, znalazł tam
strony zapisane schludnym pismem Chupacabry. Na samej górze pierwszej z nich
znajdowało się polecenie:
„Pisz ołówkiem.”
Więcej James
nie zdążył przeczytać. Usłyszał, że do Pokoju Wspólnego ktoś wchodzi, więc
zatrzasnął książeczkę i spojrzał w bok, unosząc różdżkę, aby oświetliła pokój.
Hermiona
właśnie przeszła przez okrągły otwór. Rozglądała się po pomieszczeniu, wolną
ręką machając koło swojej twarzy. W drugiej trzymała książkę. Wyglądała trochę
śmiesznie, jakby próbowała opędzić się od muchy. James chciał zapytać, czy
wszystko jest w porządku, ale nie zdążył.
– Zadymiłeś
cały pokój – oskarżyła go, podchodząc bliżej. Wyglądała na naprawdę wściekłą i
chłopak poczuł się nieco niepewnie.
– Bez
przesady. Okno było otwarte. – Uśmiechnął się odruchowo, co nie okazało się
najlepszym rozwiązaniem.
Hermiona
wciągnęła głęboko powietrze, jakby szykowała się do naprawdę długiej tyrady, po
czym rozkaszlała się na dobre. Rainbow wykorzystał ten moment, aby zniknąć
papierosa. Rzucił zaklęcie bezgłośnie, nie spuszczając z dziewczyny wzroku.
Wreszcie usiadł w fotelu normalnie i zapytał z troską:
– Chcesz
wody? – W tej samej chwili uświadomił sobie, że nie powinien tego mówić. Nie
wiedział, gdzie jest kuchnia, a jednak trochę głupio było proponować jej
kranówkę z łazienki. Szczególnie, że Marta mogłaby być zazdrosna.
Na szczęście
Hermiona pokręciła głową i otarła wierzchem dłoni załzawione oczy. Mimochodem
James zauważył, że ma wilgotne włosy, jakby niedawno brała prysznic. To
uświadomiło mu, że sam prawdopodobnie cuchnie. Dobrze, że chociaż koszulę
zmienił…
– Trzeba się
jakoś pozbyć dymu. Tutaj zaraz przyjdą dzieci… I masz szlaban – powiedziała
dziewczyna. Jednak z powodu lekkiej chrypy te słowa nie zabrzmiały odpowiednio
groźnie. Chyba sama to wyczuła, bo mimochodem dotknęła odznaki prefekta,
przypiętą do jej szaty.
Chociaż, co
James uświadomił sobie po chwili z pewnym zdumieniem, mogła to zrobić
nieświadomie.
– Mam,
McGonagall mi wlepiła – pożalił się, próbując równocześnie nie okazać
rozbawienia, które nagle go dopadło. Chciałby, żeby szlabany były jego
największymi problemami. – I jeszcze nie powiedziałaś, jak mam ci wynagrodzić
tamtą bijatykę. O ile, oczywiście, w ogóle można to tak nazwać.
– To nie
jest zabawne – prychnęła, kładąc książkę na najbliższym stoliku. – Pomóż mi
otworzyć okna.
Podniósł się
powoli, wsadzając Muminki do kieszeni. Przy okazji spojrzał na tytuł tomiszcza,
który przytargała dziewczyna i zamarł. Na czarnej okładce wytłoczono ozdobny,
srebrny napis: „CZARNOKSIĘŻNICY I WIEDŹMY XX WIEKU”. Poniżej zaś zwykłą i
bardziej przejrzystą czcionką informowano: „Kompendium wiedzy o potworach i
potwornościach, oraz tych wszystkich rzeczach, o których nie chcecie wiedzieć.”
– Za
papierosa chcę wypracowanie o zgubnym wpływie palenia na organizm człowieka. –
Hermiona mocowała się z oknem, wciąż zirytowana. – Za Malfoya… nie wiem… może o
sposobach nieagresywnego rozwiązywania konfliktów. Oba na stopę, do czwartku.
Prawie jej
nie słuchał. Otworzył książkę tam, gdzie leżała biała, tekturowa zakładka.
Pierwszym, co rzuciło mu się w oczy, było zdjęcie jego matki. Akurat to, które
najchętniej umieszczano na listach gończych. Emily balansowała na balustradzie
i uśmiechała się. Tak, ona zawsze potrafiła się uśmiechać.
– Alohomora.
– Hermiona machnęła różdżką i okno odskoczyło. – Miałeś mi pomóc –
przypomniała, odwracając się do niego. W jednej chwili cała złość z niej
uleciała, zastąpiona niepewnością. – James…
– Mogłaś po
prostu zapytać – stwierdził, przesuwając palcami po zadrukowanej stronie. –
Emily Rainbow z rodu Rainbow, urodzona drugiego czerwca tysiąc dziewięćset
sześćdziesiątego pierwszego – przeczytał. Jego głos był obojętny i nieco
znudzony, jakby miał przed sobą wyjątkowo źle napisany podręcznik do historii.
– Tak, to na pewno moja matka. Dwóch młodszych braci, w tym jeden przyrodni,
też się zgadza. O, była szukającą na siódmym roku, tego nie wiedziałem. Wy,
Anglicy, macie chyba jakiegoś świra na punkcie quidditcha.
– James, nie
chciałam, żeby tak wyszło. Po prostu zainteresowało mnie to, co powiedział
Neville. – Hermiona otrząsnęła się z początkowego zakłopotania. Skrzyżowała
ręce na piersi. – Chciałam ci ją później pokazać.
– Miło z
twojej strony. – Również wziął się w garść. Uśmiechnął się z lekkim
zakłopotaniem, aby dziewczyna poczuła się swobodniej. Ten grymas zdawał się
mówić: ale niezręczna sytuacja, co? Dobrze, że jeszcze nie zaczęliśmy gadać o
pogodzie.
Bezmyślnie
przerzucił parę kartek, spojrzał na książkę i jego opanowanie trafił szlag.
Obie strony
zajmowało jedno czarnobiałe zdjęcie. Pejzaż, który na nim uwieczniono, był
wyjątkowo monotonny. Pod szarym, bezchmurnym niebem rozciągała się jałowa,
biała niczym kość ziemia. Słaby wiatr podrywał pył i niespiesznie przetaczał go
nad równiną, od czasu do czasu ciskając w obiektyw aparatu. W prawym górnym
rogu kołysał się fragment liścia, to znikając, to pojawiając się w kadrze.
Właściwie fotografia nie była szczególnie interesująca lub straszna…
…gdyby nie
podpis na samym dole strony, tak drobny, że James ledwo go odczytał.
„Brazylia (stan Roraima, okolice rzeki Branco), 16.06.1988,
fot. Estevan Chawez Nascimento”
Nigdy nie
dowiedział się, jakiego zaklęcia użyła matka. Kiedy zapytał ją o to parę lat
później, wzruszyła jedynie ramionami.
– Trochę
mnie poniosło. Ich zresztą też – stwierdziła, rękawem ocierając sadzę z twarzy.
Następnie wróciła do pracy nad kominkiem, który zabezpieczała. – Właściwie
jesteśmy kwita – dodała nagle, po prawie kwadransie milczenia.
Byli kwita,
pomyślał chłopak, błądząc wzrokiem po fotografii. Można i tak to ująć.
Emily zabiła
ich, zmieniając przy tym hektary dżungli w jałową pustynię. Tylko że, na litość
Slytherina, dali jej dobry powód.
James nie
pamiętał tego, choć była to przede wszystkim jego historia. Gdyby nie blizny,
nie zorientowałby się nawet, że stracił wspomnienia. Nie był pewien czy
przeszkadza mu ta pustka, biała plama w życiorysie. Przecież nikt normalny nie
chciałby pamiętać, jak… kiedy oni…
Tiara
powiedziała, że jest „niekompletny”. Tak jakby była to jego wina. Może nie
próbował odzyskać tych wspomnień, ale naprawdę wystarczało mu, że wiedział, co
tam się stało. Czasami też żałował, że nie zapomniał wydarzenia, przez które
trafił do tamtego kraju. Na przykład dziś.
„Tam był
Snoopy, nie ja. Taki mały gnojek”, odpowiedział jej, starając się, by nawet w
myślach zabrzmiało to wesoło.
To była – w
pewnym sensie – prawda. Kiedy pierwszy raz matka powiedziała mu, co się stało,
czuł się tak, jakby słuchał opowieści o kimś znajomym, całkiem bliskim, może o
przyjacielu. I wciąż nie potrafił do końca uwierzyć, że to on był tym chłopcem.
To Snoopy
wylądował w szpitalu w Alvarães. To jego zabrali stamtąd aurorzy. To on służył
za przynętę. To Snoopiego torturowali.
James nie
miał z tym nic wspólnego.
– Och,
wiesz. To byli aurorzy, myślałam, że będą przestrzegać prawa. – Kiedy Emily
mówiła o Brazylii, uśmiechała się lekko, jakby wspominała przyjemną przygodę. –
I nieźle się zdziwiłam, kiedy przysłali mi tamte wspomnienia. Wiesz, miałeś wtedy
siedzieć w Peru. Specjalnie cię nie brałam, żeby się pobawić… W sumie najpierw
myślałam, że są podrobione, bo to my robimy takie rzeczy. Aurorzy to w końcu ci
dobrzy, elita i śmietanka. Chciałam kiedyś pracować w tym zawodzie, ale nie
złapałam owutemu z eliksirów. – Spojrzała na niego nagle uważniej. – Coś tak zmarkotniał? Ej? Wiesz, jeśli cię to
pocieszy, to brata tego jednego gnoja załatwiłam porządniej. Z finezją. Dwa
tygodnie nad nim pracowałam. Powolutku, starannie… Mogę ci wspomnienia pokazać,
jeśli chcesz.
– Kiedy?
Przecież później od razu się zwinęliśmy – przypomniał jej cicho.
– Później?
Nie, wcześniej…
Hermiona
dotknęła ostrożnie jego ramienia. Wzdrygnął się i odsunął odruchowo. Przez
chwilę był zupełnie rozkojarzony i nie mógł sobie przypomnieć, gdzie się
znajduje.
– James,
wszystko w porządku? – Dziewczyna patrzyła na niego z niepokojem.
– Jasne. –
Przeczesał włosy palcami, przyjmując rozluźnioną, wręcz nieco nonszalancką
postawę. – A co?
– Przez
chwilę wydawałeś się trochę… nieobecny. – Z jej twarzy wyczytał, że ta „chwila”
trwała niepokojąco długo.
– Czasem tak
mam, szczególnie o tej nieludzkiej godzinie. – Spojrzał w okno, a następnie
zgasił różdżkę. Słońce zaczęło już wstawać, zalewając okolicę ciepłym, żółtym
blaskiem. Kątem oka zauważył, że Hermiona wciąż przygląda się mu z uwagą,
najwyraźniej nieczuła na piękno świtu.
Westchnął,
opadając na swój aktualnie ulubiony fotel. Wszystkie siniaki zaprotestowały
gwałtownie, ale udało mu się nawet nie skrzywić.
– Okej, to
możesz zapytać teraz – powiedział.
– Naprawdę
nie musimy o tym rozmawiać – zapewniła szybko.
– Chodziło
mi raczej o pytania w stylu: czy planujesz brutalne morderstwo na Harrym
Potterze? – Nie uśmiechał się, nie żartował, w tym momencie był wyjątkowo
poważny.
Hermiona w
pierwszej chwili wyglądała, jakby chciała mu powiedzieć, żeby przestał się
wygłupiać. Zmieniła jednak zdanie i przysunęła sobie krzesło. Siadła
naprzeciwko niego, lecz tak, by nie oślepiało ją słońce.
– I tak
zaprzeczysz, więc po co mam pytać?
– Dla
spokoju sumienia? A może dlatego, że chcę ci odpowiedzieć? – Złapał jej
spojrzenie, przelotnie spojrzał na leżącą obok niej książkę, wreszcie odwrócił
wzrok.
– Dlaczego
tutaj jesteś? – spytała wreszcie, akurat w tym momencie, gdy zwątpił, aby ta
rozmowa im wyszła.
– Naprawdę
się nie domyślasz? – Znów na nią spojrzał, tym razem uśmiechając się lekko,
jakby z goryczą. – To było jedyne miejsce, do którego mogłem zwiać przed
Czarnym Panem.
Zauważył, że
zesztywniała lekko i zastanowił się, czy jednak nie przesadził ze szczerością.
– Nie wydaje
mi się, żeby on był szczególnie zainteresowany dziećmi – powiedziała po chwili.
Z tonu jej głosu jak na złość nie mógł niczego wyczytać.
– Czy mam
się za to „dziecko” obrazić? – spytał, a dziewczyna uśmiechnęła się słabo.
Westchnął, ponownie przeczesując palcami włosy, tylko po to, by zająć czymś
ręce. – Wiesz, wszyscy oczekują, że pójdę w ślady matki – dodał, uważnie
obserwując jej reakcję. – Ona też i w sumie to jest główny problem.
– Jeśli masz
z nią kontakt, może mógłbyś pomóc aurorom… – zasugerowała z przesadną
ostrożnością. Nie pozwolił jej dokończyć.
– Pomóc im
ją zabić? – Skrzywił się. – Pewnie zasłużyła, ale nie. Cholernie nie.
– Nie
wiedziałam... – Lekko zbladła, ale nie uciekła wzrokiem.
– Tego, że
skazano ją na pocałunek dementora? To raczej łatwo wywnioskować. – Machnął ręką
w kierunku „Kompendium wiedzy…”. Parę razy odetchnął głębiej. – Zresztą nawet
nie wiem, gdzie jest. Odzywa się tylko, gdy czegoś chce. Ciężko to nawet nazwać
kontaktem.
Znów przez
chwilę milczeli. Hermiona wydawała się zakłopotana i zamyślona równocześnie.
James tymczasem analizował dotychczasową rozmowę. Stwierdził wreszcie, że za
bardzo się odsłonił jak na pierwszy raz. Dziewczyna mogła zacząć podejrzewać,
że próbuje nią manipulować, niech to szlag…
– Jednego
nie rozumiem – powiedziała, wciąż zamyślona. – Dlaczego próbujesz zaprzyjaźnić
się z Harrym?
Ucieszył się
z tego pytania.
– Właściwie
to był pomysł Snape’a. Stwierdził, że jeśli chcę ochrony Dumbledore’a,
powinienem na nią zapracować. – Wzruszył ramionami, próbując znów złapać z nią
kontakt wzrokowy.
– Nie
rozumiem – przyznała, otrząsając się z zamyślenia.
–
Najprościej mówiąc, mam robić za ochroniarza – uśmiechnął się krzywo. – W sumie
przyjemna fucha, jeśli się pomyśli o alternatywie.
– To chyba
bez sensu? To znaczy jesteś w naszym wieku, a Hogwart to bezpieczne miejsce.
Sam tak powiedziałeś – wytknęła mu natychmiast.
Przez chwilę
zastanawiał się, jak ubrać w słowa swoje myśli. Hermiona czekała cierpliwie.
– Jest
bezpieczniejsze od innych, ale to tylko szkoła. Masa ludzi, rozległy teren,
niewielu nauczycieli. Na dobrą sprawę, gdybym się uparł, mógłbym porwać
Harry’ego prosto z pociągu. Wystarczyłoby wpuścić do przedziału coś
usypiającego, jakiś dym może? Lub starym sposobem, poczęstować wszystkich czymś
podrasowanym. Jest parę specyfików, które by się do tego nadawały, część nawet
tanich. Później z górki, otwarte okno, gościa na miotłę, a na ziemi aportować
się łącznie. Z pięć minut roboty? Albo jeszcze prościej, przygotować wcześniej
świstoklik…
– Rozumiem –
przerwała mu. Nagle wydała mu się bardzo młoda i zagubiona. – A ty masz być tym, który zawsze myśli o
takich rzeczach?
James
przygasł nagle. Przygarbił się, zapatrzył na kominek w głębi pomieszczenia,
jakby szare kamienie nagle stały się wyjątkowo interesujące.
– Tak mnie
wychowano – wymamrotał.
– James, nie
zrozum źle następnego pytania – poprosiła. Chłopak przygotował się więc na coś
osobistego lub obraźliwego. – Tylko dlaczego? My jesteśmy jego przyjaciółmi,
ale ty pojawiłeś się nagle, znikąd.
– I tak nie
mogę być neutralny – stwierdził tylko.
– Na pewno
dyrektor zrozumiałby, gdybyś nie chciał tego robić.
Spojrzał na
nią i nie odrywał wzorku na tyle długo, by poczuła się niezręcznie.
– Hermiono,
zwyczajnie nie chcę, żeby ten skurwiel wygrał wojnę. Jeśli więc pragnie z
jakiegoś powodu zabić Pottera, to będę Harry’ego bronić. Taki kaprys, wiesz? I
pozwól, że odpowiem też na to pytanie, które głupio ci zadać. Dlatego, że nie
jestem psycholem i nie chcę, aby władzę przejął skurwysyn, który planuje wybić
ludzkość. Zadowolona? – Trochę go poniosło. Ze zdumieniem uświadomił sobie, że
wyprostował się i zacisnął pięści. Akurat tego nie zaplanował.
– Nie
o tym myślałam – zapewniła go z zaskakującym spokojem. – Nie wkładaj mi w usta
słów, których nie powiedziałam, proszę.
– Każdy o
tym myśli – wzruszył ramionami, wciąż rozdrażniony.
A
przynajmniej każdy, kto kojarzy moją matkę, pomyślał i mimowolnie zerknął na
stolik.
Hermiona
zauważyła to i nagle zatrzasnęła książkę. Wzdrygnął się, zaskoczony.
– Więc teraz
ty mnie posłuchaj, James – powiedziała dziewczyna, pochylając się do przodu
lekko i łapiąc jego spojrzenie. – Harry jest moim przyjacielem, więc jeśli to,
co mi opowiadałeś, jest bzdurą, naprawdę pożałujesz swoich kłamstw. Nadal nie
podoba mi się, że chcesz się koło niego kręcić, ale jeśli Snape potwierdzi
twoją wersję, jakoś to przeżyję. Wciąż ci nie ufam i twoja matka nie ma z tym
nic wspólnego.
– Ta, jasne
– wtrącił, lekko oszołomiony. – Ale jakbym był dzieciakiem aurorów, jakoś
łatwiej by ci się spało?
Dziewczyna
skrzywiła się.
– Przed
wakacjami syn dyrektora jednego z departamentów ministerstwa próbował zabić
Harry’ego. Więc nie, martwiłabym się tak samo.
– Nie
wiedziałem – przyznał. Następnie wzruszył ramionami. – Ja… przepraszam. Jestem
przewrażliwiony.
Hermiona
uśmiechnęła się słabo.
– To nie
tak, że nie chcę się z tobą zaprzyjaźnić. Tylko staram się być rozsądna –
powiedziała niepewnie, patrząc na dywan i bezmyślnie skubiąc rękaw szaty. Znowu
James odniósł wrażenie, że rozmawia z kimś, kto próbuje bardzo szybko dorosnąć
do swojej roli, ale czasami się zapomina.
– To fajnie.
Znaczy, ja wiem, że z tego wszystkiego wychodzi, że jestem jakimś, bo ja wiem…
sam nie wiem. Chodzi mi o to, że przecież nie będę za wami latać w prochowcu i
jeśli się nie dogadamy, to nie będę się narzucał. Zbyt nachalnie przynajmniej.
Znaczy, fajnie mi się z wami gadało w pociągu i chodzi mi o to, że… właściwie
to nie wiem o co mi chodzi, zapętliłem się. – Rozłożył ręce bezradnie.
Uśmiech
dziewczyny stał się trochę bardziej wesoły i szczery.
– Mi też
przyjemnie się z tobą rozmawiało – stwierdziła.
– To zostaje
tylko jedna sprawa. – Machnął ręką w kierunku dormitoriów. – Jak powiedzieć o
tym Harry’emu, tak, żeby się nie wkurzył, że dostał niańkę?
Dziewczyna
zmarkotniała.
– On jest
taki przez te głupoty, które wypisuje Prorok – powiedziała, nie precyzując, co
oznacza „taki”. – Ale zazwyczaj jest całkiem rozsądny – dodała szybko.
– Powiedz mi
po prostu, kiedy będzie w odpowiednim humorze – poprosił ze zrezygnowaniem w
głosie.
***
Harry Potter
był w paskudnym humorze.
James
zauważył to z ulgą. Im bliższa była lekcja eliksirów, tym bardziej był
niespokojny i rozkojarzony. Wolał w takim stanie nie przeprowadzać żadnych
ważnych rozmów. I tak miał wrażenie, że kompletnie zawalił tę z Hermioną.
Głupiś ty i
wszystkie działania twoje, pomyślał, sięgając po sok dyniowy.
Śniadanie
trochę poprawiło mu nastrój, przede wszystkim dlatego, że jak na razie nikt nie
próbował go zabić. James naprawdę doceniał tę odmianę. Niestety jednak nie
znaczyło to, że pozwolono mu konsumować w spokoju.
Przywitał
się z wszystkimi gryfonami ze swojego rocznika, których imiona, mimo jego
najszczerszych chęci, wciąż kompletnie mu się mieszały. Następnie naprawdę
subtelnie sugerował wszystkim, że historia jego życia nie jest czymś, co można
opowiadać nad stygnącą jajecznicą. Wspiął się przy tym na wyżyny dyplomacji,
ale dwie dziewczyny z jego klasy i tak wyglądały na nieco urażone. Hermionę z
jakiegoś powodu jego sytuacja wyraźnie bawiła.
James na razie
starał się nie narzucać. Przede wszystkim nie miał odpowiedniego nastroju i
zdawał sobie z tego sprawę. Najchętniej zwinąłby się w jakimś kącie i warczał
na każdego, kto odważyłby się do niego podejść. Zamiast tego przysłuchiwał się
ich rozmowie, uśmiechał w odpowiednich momentach i starał się nie wyglądać na
zbyt aspołecznego.
Pewnej
rozrywki dostarczył mu Malfoy. James wypatrzył go przy ślizgońskim stole i
pomachał do niego. Chłopak pobladł i przez chwilę wyglądał, jakby miał zejść na
zawał. Rainbowowi na razie to wystarczało. Nie miał siły, aby obmyślać bardziej
wyrafinowaną zemstę.
Główny
problem polegał na tym, że nie mógł złapać Malfoya na którymś korytarzu i po
prostu przywalić mu klątwą. Po pierwsze gnojek nie ruszał się nigdzie bez
obstawy, po drugie, gdyby sprawa się wydała, James miałby większe kłopoty. Poza
tym, choć nigdy nie przyznałby tego głośno, nie chciał sprawić Narcyzie
przykrości.
Nie znaczyło
to, że Malfoy nie będzie cierpiał. James przymknął oczy, uśmiechając się
mimowolnie. Skoro Ślizgon chciał wojny, Rainbow nie zamierzał mu odmawiać.
Gdy
przyleciały sowy, o mało nie wylał na siebie soku. Nagle pod zaczarowanym,
pochmurnym sklepieniem zaroiło się od ptaków. Rainbow obserwował jak ta chmara
chaotycznie ląduje i zastanawiał się, jakim cudem nie doszło jeszcze do
wypadku. Część sów wpadała do jedzenia, a część zaraz po przylocie próbowała je
zwędzić. Niektóre lądowały wprost na ramionach uczniów, a inne upuszczały
paczki, nawet nie racząc zwolnić lotu. Co najciekawsze wszyscy uczniowie,
oprócz paru dzieciaków, wydawali się nie zwracać na tę sytuację większej uwagi.
To
uświadomiło Jamesowi, że prawdopodobnie każde śniadanie tak wygląda.
Przerażające.
Przed
Hermioną wylądowała smukła płomykówka i otrząsnęła pióra z wody. Trzymała w
dziobie rozmokłą gazetę.
– Po co
nadal to czytasz? – zapytał Harry z irytacją, kiedy dziewczyna płaciła.
–
Przynajmniej mogłaś sprawdzić, czy nie jest świstoklikiem – dodał James,
rzucając jej naprawdę znaczące spojrzenie.
Nie zdążył
jednak powiedzieć nic więcej, bo usłyszał za sobą bardzo znaczące kaszlnięcie.
Obejrzał się i odkrył, że tuż za nim stoi niska, brązowowłosa dziewczynka. W
ręce trzymała ropuchę, która rozpaczliwie próbowała się wyrwać. Parę sekund
zajęło mu skojarzenie, skąd zna tę Gryfonkę.
– Cześć,
Alicjo – powiedział, uśmiechając się z sympatią. – Co tam u cioci?
– Ciocia
zabroniła mi z panem rozmawiać – odpowiedziała, przyglądając się mu
intensywnie. – Bo pan może być niebezpieczny i niezrównoważony psychicznie. Nie
wygląda pan na niebezpiecznego – dodała z namysłem.
Rainbow
starannie zignorował Rona, który zakrztusił się płatkami.
–
Przepraszam – powiedział, ponieważ tylko to przyszło mu do głowy. Palcami
przeczesał włosy, jeszcze wilgotne po prysznicu. – I możesz mi mówić James, tak
w ogóle.
– Jedna pani
poprosiła mnie, żebym powiedziała, że chce się z tobą widzieć. Stoi na
korytarzu.
James
odruchowo spojrzał na nauczycielski stół. MgGonagall siedziała obok Umbridge w
puchatym, obrzydliwie różowym sweterku. Nauczycielka transmutacji wydawała się z
jakiegoś powodu niezbyt zadowolona. Chłopak odwrócił szybko wzrok i zauważył,
że mała nadal stoi dwa kroki od niego, przyglądając mu się z zaciekawieniem.
– Coś
jeszcze, Alicjo? – zapytał.
– Nie –
odpowiedziała wesoło. Nadal jednak się nie ruszyła. Ropucha w jej dłoniach
wyglądała tak, jakby zaczynało brakować jej powietrza.
James
spojrzał błagalnie na Hermionę, ale ta wzruszyła tylko ramionami i ukryła się
za Prorokiem Codziennym. Wstał więc, porwał ze stołu szklankę soku i rogalika,
po czym ostrożnie wyminął dziewczynkę. Miał wrażenie, że do drzwi odprowadza go
co najmniej parę rozbawionych spojrzeń.
Na korytarzu
czekała na niego Tonks.
To tyle,
jeśli chodzi o unikanie ważnych rozmów, pomyślał.
Dziewczyna
spróbowała się uśmiechnąć na jego widok, lecz nie wyglądało to przekonująco.
Sprawiała wrażenie przygnębionej. Jej włosy były rzeczywiście różowe, ale ich
kolor okazał się mętny, przybrudzony. Zwisały smętnie, równo przycięte nad
ramionami, co nie pasowało do dziewczyny tak samo jak nijaka, ciemnoszara
szata, którą założyła.
James poczuł
się jak skończony, egoistyczny dupek. Jego sumienie, trochę przykurzone od
nieczęstego używania, postanowiło wreszcie się odezwać. Miało dużo do
powiedzenia.
– Cześć –
wymamrotał, podchodząc.
– Hej –
odpowiedziała cicho.
Chłopak
zauważył, że wszystkie portrety w okolicy ucięły sobie drzemkę. Nie miał jednak
ochoty się nad tym zastanawiać.
Przez chwilę
stał przed dziewczyną, wbijając wzrok w kamienną posadzkę i próbując zebrać
myśli.
–
Przepraszam, że zwiałem.
– Przepraszam,
że cię zostawiłam.
Powiedzieli
to praktycznie równocześnie i spojrzeli na siebie z zaskoczeniem. Tonks
parsknęła krótko, co zabrzmiało prawie jak śmiech. James wykorzystał to.
– Nie wiem,
co mi strzeliło do głowy – stwierdził, odwracając wzrok. – W ogólnie nie
pomyślałem… Kretyn ze mnie po prostu. I za tę różdżkę przepraszam. Zaraz ci ją
oddam. Nie chciałem, żebyś miała kłopoty, naprawdę Tonks. Cholera, nie
chciałem, żeby tak wyszło…
– Nie no, ty
naprawdę jesteś dureń – powiedziała ze szczerym zdumieniem w głosie. –
Przepraszasz mnie, bo zawaliłam zadanie?
– O czym ty
mówisz? – Zdziwił się, mimowolnie czując lekką irytację. Naprawdę szczerze
kajał się tak rzadko, że ludzie mogliby mu w tych momentach nie przeszkadzać.
– O tym, że
pleciesz bzdury – powiedziała poważnie. – Farmazony, idiotyzmy i banialuki.
– Przecież
przepraszam!
Odważył się
na nią spojrzeć i odkrył, że Tonks się uśmiecha. Z powodu, którego nie potrafił
określić, strasznie go to zabolało. Aurorka chyba to zauważyła, bo spoważniała.
– James,
posłuchaj mnie przez chwilę, okej? Oboje wtedy zachowaliśmy się głupio, zgoda.
Tylko że ty, o ile jeszcze pamiętasz, byłeś wtedy pokiereszowany…
– Co nie
znaczy, że nie myślałem o tym, co robię – wtrącił, po czym natychmiast się
poprawił: – To znaczy, że wiedziałem co robię. Z myśleniem to tam różnie było.
– James,
zaczynam podejrzewać, że ciebie na kogoś podmienili – powiedziała, patrząc na
niego surowo. – Przestań na chwilę ekscytować się tym, jakim to złym
człowiekiem jesteś, dobrze? I zacznij myśleć.
– Ja się nie
ekscytuję – zaprotestował. Po chwili zastanowienia dodał jednak: – No, może
trochę. Ale byłem całkiem szczery.
– Przecież
wiem. – Mrugnęła do niego, a jej włosy stały się różowe jak guma balonowa. –
Różdżkę potraktuj jako prezent. Kłopotów jakichś większych też nie miałam, zmyli
mi trochę głowę, ale Dumbledore wszystko załatwił. I nie, nie za to, że mi
uciekłeś, ale za to, że cię nie dopilnowałam. To jest różnica, uwierz.
– I kto tu się ekscytuje? – zapytał, a aurorka
rozłożyła ręce, jakby przyznawała się do winy. – Ale wiesz, nie masz czym się
przejmować. Mnie się nie da upilnować.
Nagle
dziewczyna westchnęła i przygarbiła się, jakby spadł na nią niewidzialny
ciężar.
– Chciałam
cię później znaleźć, ale Snape zaparł się jak osioł. To znaczy profesor Snape –
poprawiła się bez przekonania. – Przynajmniej dobrze cię traktował?
James przez
chwilę patrzył się na nią, niepewny, czy dziewczyna wie, co naprawdę się działo
przez te parę tygodni. Portret za jej plecami przedstawiający niskiego,
łysiejącego czarodzieja, przestał nawet udawać, że nie próbuje podsłuchiwać.
James poczuł się dziwnie ze świadomością, że ich prywatna rozmowa jest
starannie obserwowana.
– Było okej.
To znaczy niezbyt go lubię, a on mnie nie cierpi, ale jakoś daliśmy radę –
powiedział, zastanawiając się przelotnie, czy takie eufemizmy są już
kłamstwami.
– On jest
trudny w pożyciu… Nie wściekał się za te
słowa w szpitalu?
– W sumie
nie.
Chyba nie
uwierzyła. Przygryzła lekko wargę, chwilę milczała, nim wypaliła:
– Na pewno
wszystko było w porządku?
– Nie,
zaciągnął mnie do Czarnego Pana i poczęstował Cruciatiusem – powiedział,
starając się, aby w jego głosie brzmiała przede wszystkim irytacja. Przewrócił
oczami. – Tonks, było dobrze – dodał, patrząc jej w oczy. – Nie przejmuj się,
okej?
Zaśmiała się
krótko i wtedy James uznał, że nie ma o niczym pojęcia. Jej następne słowa
tylko to potwierdziły.
– Może
rzeczywiście przesadzam. Ale gdybyś miał z nim jakiś problem, po prostu do mnie
napisz, dobrze?
Będę miał za
godzinę, pomyślał, tracąc nagle cały humor. Nie wiedział, co odpowiedzieć, więc
napił się soku, aby zyskać na czasie.
Tonks
tymczasem zaczęła grzebać po kieszeniach. Najpierw wywaliła na lewą stronę
obie, które miała w szacie. Później podciągnęła ją, odsłaniając wytarte dżinsy
i z tylnej kieszeni wyciągnęła kopertę złożoną na pół.
–
Pomyślałam, że sama ci to przyniosę. Normalnie ministerstwo wysłałoby sowę, ale
chciałam pogadać – wytłumaczyła.
Odstawił
szklankę na najbliższy parapet i wziął od niej list. Koperta była gruba,
wykonana chyba z pergaminu. Zamykała ją oficjalnie wyglądająca, czerwona
pieczęć, która nadkruszyła się trochę z jednej strony.
– W środę
masz się stawić na przesłuchanie, chodzi o Nokturn. – Aurorka spojrzała na
niego ze współczuciem. – Odbiorę cię z Hogwartu o dziewiątej i razem tam
pójdziemy, okej?
– Jasne –
odpowiedział obojętnie. – Tylko nie siecią Fiuu.
– Nawet nie
przyszło mi to do głowy – zapewniła go.
Przecież nie
wsadzą cię do kicia za to, że ktoś próbował cię zabić, pomyślał. Później zaś
przypomniał sobie, co wiedział o magicznym sądownictwie i pewność go opuściła.
Przynajmniej
dopóki Czarny Pan na to nie pozwoli, stwierdził ponuro.
Zastanawiają mnie te koszmary Jamesa. Czyżby aż tak bardzo się tym wszystkim przejmował, że ma takie sny? I ta dziwna książeczka, w której przeglądaniu przeszkodziła mu Granger...
OdpowiedzUsuńPodobała mi się rozmowa z Hermioną, choć zastanawiam się, czy on szczerze jej mówił, czy ściemniał, że nie ma złych zamiarów wobec Harry'ego. Np. w tym zdaniu: "Hermiono, zwyczajnie nie chcę, żeby ten skurwiel wygrał wojnę. Jeśli więc pragnie z jakiegoś powodu zabić Pottera, to będę Harry’ego bronić. Taki kaprys, wiesz?". Zastanawiam się, czy to było szczere z jego strony. Za nic nie umiem go przeniknąć. Ale w sumie to plus dla ciebie, że tworzysz niejednoznaczną postać, której intencji nie można tak od razu odgadnąć i pewnie jeszcze długo nie będzie wiadomo nic konkretnego.
Choć z drugiej strony, w sumie mnie to zaskoczyło, że oni tak ze sobą rozmawiali i poruszali takie tematy, skoro praktycznie się nie znają. Niemniej jednak, nieufność Hermiony jest w pełni uzasadniona, choć przynajmniej pod pewnymi względami James był z nią szczery, bo nie próbował zaprzeczać, kim jest jego matka.
W sumie fajnie opisujesz Hogwart z jego perspektywy, choć nie zawsze czuć jakoś mocno tej jego nowości. Ale ogólnie jest dobrze.
No i Tonks <3. Jak się cieszę, że się pojawiła. I w sumie była dość lajtowa, łatwo mu przebaczyła jego kombinowanie i to, że zabrał jej różdżkę. W ogóle bardzo ją lubiłam zawsze, i u ciebie też ją lubię. Zresztą chyba James też zdaje się ją lubić.
Ciekawi mnie to jego przesłuchanie, co go czeka. Też będziesz ten wątek opisywać?
Ogólnie rozdział był fajny, choć szkoda, że nie było tych retrospekcji, ale może kiedyś? Będę czekać na nowość, i wybacz, że komentarz jest taki chaotyczny.
Rainbow po prostu wiedział, że dziewczyna go podejrzewa, więc wolał jej "wszystko" wytłumaczyć. I raczej nie wierzył, że Hermiona przełknie kawałek o ojcu, który zamartwiał się jego edukacją i natychmiastowej sympatii, którą poczuł do Pottera ;) Inaczej zachowywałby się np. rok temu - ale wtedy również Hermiona nie odczuwałaby jego pojawienia się, jako zagrożenia.
UsuńCóż, w pewnych momentach był szczery, w pewnych momentach ściemniał, a czasami sam nie wiedział czy mówi prawdę, czy nie - nie będę jednak ich wskazywać ;)
I ciężko byłoby ukrywać mu kim jest jego matka, skoro Hermiona przeczytała jej biografię :D
Hm... sama nie skupiałam się na Hogwarcie w tym rozdziale, bo i James nie zaprzątał sobie nim głowy. Zamek, uczniowie - obecnie sprawa drugorzędna ;)
Tonks w ogóle się na niego nie gniewała, raczej martwiła. I wściekała na Snape'a oczywiście :D Stąd też raczej nie miała co wybaczać.
Tak, będzie opisany ;) A retrospekcja wylądowała po prostu w następnym rozdziale, bo ten się rozwlekł ^^"
Przejrzałam jeszcze raz ostatnie rozdziały i stwierdziłam, że świetnie tworzysz postacie. Hermiona, Harry i Malfoy zawsze wydawali mi się tacy... trochę sztuczni, przerysowani i u Ciebie są tacy sami. Nie wiem czy dobrze to określiłam, nie chcę żebyś mnie źle zrozumiała. Poprostu w Twoim opku są oni tacy sami jak w książce i to bardzo dobrze :). Podobało mi się określenie Hermiony jako kogoś, kto próbuje bardzo szybko dorosnąć do swej roli, ale czasem się zapomina. Z kolei postacie, które stworzyłaś sama i te, którym w książce było poświęcone mniej miejsca są u Ciebie jak żywe :D Tonks jest wspaniała, Emily obłędna, Jamesa uwielbiam.
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o ten rozdział, to bardzo mi się podobały wspomnienia Jamesa o Emily, Alicja, "Śniadanie trochę poprawiło mu nastrój, przede wszystkim dlatego, że jak narazie nikt nie próbował go zabić." i "- Na pewno wszystko było w porządku? - Nie, zaprowadził mnie do Czarnego Pana i poczęstował Cruciatusem".
Życzę weny :)
Pozdro
Melyonen
Chyba rozumiem o co ci chodzi ;) Potter w pierwszych tomach był książką dla dzieci, więc charaktery postaci zostały mocno zarysowane (przerysowane?). Później Rowling trochę łagodziła tę grubą kreskę (np. Draco w VI t, Dudley w VII), ale pewne rzeczy zostały.
UsuńInna sprawa, że mi zdarza się przerysowywać je jeszcze bardziej ^^"
A o moich postaciach pisze się mi się oczywiście lepiej :D Choć... czy ktoś jeszcze pamięta, że Emily jest postacią negatywną? xD
Dzięki ^^
Jak zawsze spóźniona, ale jeszcze nie na ostatnią chwilę - przybywam!
OdpowiedzUsuńParę literówek Ci zostało - ale jestem leń i nie chciało mi się wypisywać. Przy opisie zdjęcia została też jedna poprawka bety, zapomniałaś ją usunąć. Poza tym z radością zwolniłam się ze swojego beciego zmysłu i po prostu czytałam :3
Zaczynam darzyć sympatią relację James-Hermiona. Bardzo zgrabnie Ci to wyszło, tak naturalnie. Może i książki czytałam sto lat temu, ale James zdaje się niezwykle do tego miejsca pasować. Przyjemnie czytać coś, co jest poprawnie kreowane, zwracasz mi wiarę w fiki xD
Jeju, ale mnie męczy, co mu się tam stało w przeszłości. Jednocześnie chyba nie chcę wiedzieć... bo ja jestem empatyczny człowiek, bardzo przeżywam cudzą krzywdę, chyba że osobiście niszczę życie własnym postaciom - wtedy spoko, wszystko da się napisać xDD A przygody Jamesa nie brzmią przyjemnie.
Reakcja na przylot sów była bezcenna <3 Ja bym się jeszcze zastanowiła (uroki życia z wielką papugą), jakim cudem żadna sowa nie zafajdała stołu. Ptaki fajdają ciągle, to nie tylko gołębie, serio. I są bezczelne. A już na pewno papugi.
Trochę gubiły mnie te krótkie fragmenty wspomnień Emily - myślałaś nad kursywą? Bo autentycznie przeżywałam za każdym razem mindfuck, zanim się zorientowałam, że to przecież wspomnienie, które do niego wróciło na widok zdjęć.
Nie wiem czemu, ale zauroczył mnie jeszcze Ron w tym rozdziale. Było go mało strasznie, ale pozostał tak bardzo sobą <3
I Jamesa lubię coraz bardziej. Charakterek ma w moim typie, że tak powiem, na swój sposób uroczy łobuz :3
Literówki są pewnie dlatego, że po tym jak bety przeleciały tekst, przepisywałam/dopisywałam pewne kawałki (poprawiając to, co mi wytknęły w komentarzach). Wyłącznie moja wina ^^"
UsuńBo James to ma być bohater z mhroczną przeszłością. I traumą, koniecznie. Ja ogólnie lubię pisać bohaterów sponiewieranych (choć niekoniecznie opisywać to, co ich sponiewierało) xD
... ale naprawdę się cieszę, że podoba ci się ta postać ;)
Bo te sowy są magiczne :D Innego rozwiązania nie widzę.
Właśnie się nad nią zastanawiałam, ale wygląda mi jakoś tak... nieodpowiednio. Znaczy strasznie mocno wydziela tekst, który w sumie nawiązuje do czegoś zupełnie innego ^^" Znaczy - po prostu źle mi to wygląda. Ale retrospekcje w następnych rozdziałach postaram się sugerować wyraźniej ;)
Jak ja nie umiem ugryźć Rona... może w następnych rozdziałach będzie go więcej, sama jeszcze nie wiem. On jest po prostu tak normalną postacią, że aż nie pasuje do tej mojej bandy bohaterów i świrów :D
Jamesa kocham szczerze. Jest cudowny. Gdybyś kazała mi wybrać między nim a Emily - prawdopodobnie nie uzyskałabyś żadnej odpowiedzi xD Z rozmachem klepię po plecach, kiwając mądrze głową, no. Kawał dobrej roboty :3
UsuńA szkoda, gdyby tak któraś nawaliła Malfoyowi do żarcia... :3 Takich doświadczeń, na szczęście, nie miałam, gdyby kto pytał. Ale papuga wpadła mi kiedyś do ziemniaków ._.
Hm, hm. No nic, zajmowało mi to koło trzech sekund, żeby życie ogarnąć, zatem źle nie jest! Taka luźna sugestia, bo najgorszy był ten pierwszy raz, potem już się przygotowałam na takie zabiegi xD
Ron jest... uroczą niedorajdą? Bardzo prostolinijną. Przynajmniej ja go tak widziałam. Przy okazji typowy facet - ubrudzi się, zostawi burdel po sobie, palnie przykrą głupotę i nie ogarnie...
Aż mi się nasunęło, czemu go w ogóle lubiłam xDD
Myślę, że sobie z nim poradzisz. Póki co jestem na tak!
Fanclub Jamesa mi tu wyrasta :D
UsuńZnaczy, teraz jeszcze by się ta kursywa sprawdziła, ale nie jestem pewna czy później też. A nie chce wprowadzać zabiegu, który się nagle urwie, bo będzie jeszcze większe zamieszanie ;)
Niby tak :D I nie ma taktu, i nie potrafi sobie poradzić ze swoimi uczuciami, i strasznie się przejmuje, i czasem popełnia głupoty, których później żałuje, i bardzo chciałby być docenianym, i jest trochę stłamszony, i czasem głupio się obraża, i w ogóle. O. On po prostu jest taki... normalny właśnie. Żaden z niego bohater, ale kiedy trzeba było, dał radę ;)
Dobrze, przeczytałam. Teraz czytam jeszcze raz i komciam jednocześnie w drugiej karcie, więc będzie dużo luźnych uwag. :D
OdpowiedzUsuńLiteróweczki znalazłam: kaktusA Neville'a, "Hermiona machnęła różdżką i okno, odskoczyło." przecinek się wstawił, "Nauczycielka transmutacji wydawał się"
Już. Treść. O właśnie, właśnie. Jak dobrze, że śmierć Macnaira nie przeszła zupełnie bez echo, że jest jakiś ślad na psychice Jamesa, nawet jeśli sprawia wrażenie nieco niewzruszonego przezyciami. W tym rozdziale pokazałaś sporo jego słabostek, bolesnych wspomnień, traum - chyba można tak powiedzieć?,
Klimatyczny opisik okolicy. I cholera, czuję prawie ból i tę odrobinę bezsilności, całe życie totalnej wolności i swobody, a teraz nagle zamknięcie w zamku pośrodku niczego (nawet na Nokturn...!). Czy te tabletki są mugolskie? :D Fajnie to wygląda, ten kontrast, połyka tabletkę, ale papierosa już od różdżki. :D
Czy nie powinna być "dotknęła odznaki perfekta"? Dotknąć kogo? co? można w innym kontekście, chyba. Na moje upośledzone wyczucie, w wyrażeniu "prawy górny róg" przecinek jakoś nie pasuje, ale nie jestem w stanie podeprzeć się żadną zasadą. ;D Przyznam się, że ja też w pierwszej chwili nie zauważyłam retrospekcji, chociaż jest dość zręcznie wprowadzona. W sumie to daje fajny efekt, razem z Jamesem wpadamy w sieć wspomnień, ja naprawdę na chwilę zapomniałam o Hermionie! Strasznie mi się podoba mroczna przeszłość w gorącej Brazylii, dawkowanie informacji niesamowicie działa na wyobraźnię, zwłaszcza że opisujesz przy tym emocje i reakcje Jamesa.
James podczas tej rozmowy trochę grał, ale grała też Hermiona - trochę takie odbijanie piłeczki. Chociaż stracił na chwilę kontrolę i aż się zastanawiam, czy ta deklaracja ochrony Harry'ego była cokolwiek warta, czy to tylko wybuch emocji. Dla Jamesa to byłaby trudna droga, stanąć po stronie "dobrych".
" On jest taki przez te głupoty, które wypisuje Prorok – powiedziała, nie precyzując, co oznacza „taki”." Ten fragment jest fajny, dyskretne nawiązanie do akcji z książki. :D
"Harry Potter był w paskudnym humorze. " I jeszcze to, rozbawiło mnie to nieco przez moment. :D
Podoba mi się to, że wykorzystujesz każą okazję, nawet rutynowe pozornie nudne śniadanie, żeby coś opisać, jak chociaż obserwacje czy przemyślenia Jamesa, dodatkowo robisz to lekko i zręcznie. Ktoś już chyba pisał, że fajnie Ci Tonks wychodzi. Zawsze uważałam, że to ciekawa postać. Z Jamesa to podły manipulator jednak, kto to widział, żeby prawdę mówić tak, jakby to był żart. Sprytne, też tak zacznę robić. :D Przesłuchanie zapowiada się intrygująco... I Snape. I Umbridge, zapomniałam, że ona tam jest! I Malfoy. I dalszy rozwój przyjaźni. I całe życie w szkole. No, chyba skończyłam komciać. Chaotycznie i bes sęsu, jak to ja. :D
Hm. Ogólnie chciałam, żeby James miał trochę pokiereszowaną psychikę - i żeby było to widać nie tylko w historii, ale i jego obecnym zachowaniu ;) James był ze śmiercią oswojony od małego (patrz III rozdział), więc nauczył się z tym radzić - ale raczej nie zobojętniał całkiem ^^"
UsuńBiedaczysko :< Znaczy nawet dla mnie Hogwart jest zbyt odizolowany od świata, a ja aspołeczny introwertyk jestem, więc co dopiero dla niego :D
Tak, mugolskie. W jednym rozdziale napisane miałam, że kupił zapas papierosów i tabletek przeciwbólowych :D
Właśnie dlatego nie chcę za bardzo oddzielać tych wspomnień od reszty tekstu... Narratora raczej próbuję trzymać przy bohaterze, więc kiedy on się gubi w rzeczywistości to i narracja może chyba trochę zbłądzić ;)
"Dla Jamesa to byłaby trudna droga, stanąć po stronie "dobrych"."
:> ... z takim charakterem to on by chyba wszystkich "dobrych" zdemoralizował.
E tam, bardzo fajny komć. Aż chce mi się pisać kolejny rozdział :D
Sieć fiuu pisze się małymi? (serio nie wiem ;))
OdpowiedzUsuńOdznaki prefekta. To dopełniacz, a nie biernik.
Ja pamiętam, ja. Chociaż Emily w pewien sposób przypomina mi Bellatrix. To, że jest... hm, zwariowana, w pewien sposób odsuwa na dalszy plan to, że jest negatywną postacią.
Papieros od różdżki jest uroczy, fajnie budujesz takimi drobiazgami klimat.
Postacie są zarazem i Twoje, i kanoniczne - niełatwe zadanie, ale do tej pory realizowane naprawdę dobrze, więc ukłony.
Blagrh, tyle z mojego pięknego komcia ;P Napisz w następnym rozdziale coś beznadziejnego, to się będę miała o czym rozpisywać :D.
Zajrzałam na hp wiki - tam piszą "sieć Fiuu". Nie będę się z nimi kłócić ^^" (najwyżej później zerknę do książki)
UsuńOdznaka poprawiona.
Emily to się nawet sama wepchnęła do opka - jak zaczynałam pisać Maskę, to myślałam, że to będzie taka postać, o której się tylko wspomina. Ale cwana była i zapewniła sobie czas antenowy... :D
Papieros zapalny od różdżki to równocześnie art, którego nie mogę od maja narysować - miał iść na nagłówek...
Leleth, wierzę na słowo, że tamten komć był piękny :D
A jest jeszcze szansa, że będzie taki nagłówek? Bo bardzo fajny pomysł ;D
UsuńMożliwe, na razie jakoś nie mam głowy do zmieniania grafiki, ale jak będę miała wenę i czas - kto wie :D
UsuńZ racji tego, iż pewne przyzwyczajenia mogły wejść w nawyk, dodaję do kolejki, jednorazowa pomyłka to nie taka tragedia. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Bestia.
Na Oceny-Bestii pojawiła się ocena Twojego opowiadania.
UsuńPozdrawiam serdecznie,
Bestia.
Hej,
OdpowiedzUsuńNadrobiłam już wszystkie rozdziały i znalazłam w końcu moment, aby zostawić pod tym najświeższym stosowny komentarz.
Wow... wow... i ... no cóż... wow...
Aż brak słów na Twoje opowiadanie. Jest po prostu genialne! I mam tutaj na myśli nie tylko styl, słownictwo, poprawność, przemyślaną fabułę (wszystko jest super, co prawda w niektórych komentarzach czytelnicy poznajdowali jakieś niedociągnięcia ale to przecież kropla w morzu znakomitego fanfika;-) ale co mnie najbardziej ujęło: zrobiłaś taką własną rzeczywistość w rzeczywistości stworzonej przez Rowling, świat w świecie. Znakomicie wszystko przedstawiłaś; zarówno miejsca jak i bohaterów. Zaprojektowałaś świetną fabułę i nadałaś jej klimat. Majstersztyk!;-) Masz już we mnie wierną fankę i czytelniczkę! I komentatorkę rzecz jasna też;-)
Przyznam się do czegoś... Uwielbiam Jamesa... Wiem, wiem- nie jestem jedyna;-D Poproszę dopisać mnie na listę powstającego fanclubu;-D Ale naprawdę go uwielbiam. Znakomicie zbudowana postać, z charakterkiem, ironicznym i nieufnym podejściem do świata i ludzi, z wieloma tajemnicami do odkrycia... Palić licho Harrego, Rona czy tam Draco. Wolę Jamesa;-) Choć bardzo mi się podoba, że wplotłaś go w książkowe wydarzenia i powiązałaś jego losy z resztą- to tylko dodaje smaczku;-) Ale w rankingu postaci James ma u mnie pierwsze,niczym nie zagrożone miejsce;-)
Emily- tu też nie będę oryginalna. Znakomita robota! Doskonale się wpasowuje w rolę takiego złego bohatera, który jednak wzbudza pozytywne uczucia. Choć czynami na to nie zasługuje... Emily z parasolką, Emily na balustradzie, Emily na fotelu- wszystko takie klimatyczne;-) I to co w niej lubię najbardziej: jak się zwraca do Jamesa "mały". Szczegół uroczy i odzwierciedlający cały jej stosunek do syna. Bo James to chyba taka jej zabaweczka. Zabaweczka małej, czy raczej dużej ale niedojrzałej dziewczynki, której często się ona nudzi.
Pozostali bohaterowie; jak najbardziej kanoniczni, ale też każdemu dodałaś czegoś od siebie. I to też strasznie mi się podoba. Nie zmieniłaś ich charakteru czy zachowania ale prowadzisz ich na swój własny, przemyślany sposób.
I kolejna kwestia na którą chciałabym zwrócić uwagę: podoba mi się że wplatasz w tekst jakieś nawiązania, nazwiska itp. (głównie w przemyśleniach Rainbowa), niby nic nie znaczące jakieś pierdoły. Ale potem wszystko się rozbudowywuje, wyjaśnia i pasuje jak ulał.
Np. jak opisywałaś mieszkanie Jamesa była mowa o oknie, które jak dobrze pamiętam powiększył za pomocą niejakiego Chupacabry. A nieco później pojawia się on z całą kasynową świtą (Dziadek, Szejka...co za genialne pseudonimy!!!) we własnej osobie i również ma swój udział w splocie wydarzeń, dzięki książeczce z Muminkami. Wszystko to świadczy, że masz perfekcyjnie przemyślany cały scenariusz;-)
Tak przy okazji dodam, że wizja Szejki chodzącej po kostnicach mnie zrzuciła z krzesła ze śmiechu;-D
A tutaj jeszcze mnóstwo tajemnic do odkrycia: co z wujkami i dziadkiem Rainbowa? Co tak dokładnie się stało w Brazylii? O co chodzi z tym tatuażem i zapachem zgniłej wody? I tutaj ogromna prośba: błagam- tylko nie rób z Jamesa wampira, wilkołaka, zombi, kosmity itp. ... (niepotrzebne skreślić). Coś na mój gust za dużo opowiadań gdzie wychodzi na jaw prawdziwa tożsamość bohatera związana z byciem którymś z wymienionych monstrów... mam nadzieję że przewidziałaś jakiś inny scenariusz;-)
[część pierwsza komentarza]
Snow
[część druga komentarza, który niestety w całości nie chciał się opublikować]
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że James skłoni się kiedyś w kierunku którejś ze stron bo na razie to jest to postać bezpartyjna;-) ze wskazaniem na ta jasną;-) I że znajdzie prawdziwych przyjaciół.
I że jakoś po wielu sporach i niesnaskach dogada się w końcu ze Snapem. Bo w końcu są rodziną, co nie? Intryguje mnie to pytanie Severusa: "dlaczego nie chciałaś, abym go wychowywał?" Czyżby chciał mieć taką możliwość? Oczywiście nigdy by się do tego przyznał, ale tak w głębi duszy... I te jego wyrzuty do siebie, że torturował własne dziecko, choć to nie było w tym żadnej jego winy. Bo jest dobrym człowiekiem... zimnym, zamkniętym w sobie, złośliwym, który popełnił masę błędów.... ale wciąż dobrym, pokutującym za swoje winy i zasługującym na drugą szansę. Przynajmniej ja tak postrzegam tę postać i mam nadzieję że u Ciebie tą szansę dostanie, bo Rowling zrobiła z niego raczej postać tragiczną;-(
Choć Rainbow twierdzi, że go nienawidzi, mam nadzieję że w końcu zmieni zdanie i zrozumie, że gdyby od początku był z ojcem jego życie byłoby zupełnie inne. I ja jestem pewna że lepsze;-)
Pięknie proszę o więcej scen ze Snapem i Jamesem razem;-)
I na sam koniec: jak zdążyłam zauważyć odpowiadasz na każdy, nawet króciutki komentarz. Jest to urocze i masz za to u mnie wielki szacun;-)
Serdecznie pozdrawiam i nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału "Maski Śmierciożercy"!!!!!!!!!!!!!!!!!
Snow
Cześć, Snow. Nawet nie wiesz, jak miło mi się zrobiło po przeczytaniu twojego komentarza :D
UsuńJa bardzo lubię, kiedy czytelnicy mnie poprawiają - dzięki nim mogę równocześnie dopieszczać tekst i odrobinę się lenić :P Więc jeśli zobaczysz jakieś niedociągnięcie - nie krępuj się.
Bo James jest sponiewierany, a kto nie kocha sponiewieranych bohaterów? W ogóle chyba nie powinnam się wypowiadać o własnych postaciach... ale też lubię tego chłopaka. Choć często kompletnie się z nim nie zgadzam - ale taki urok pisania o osobie z odmiennym charakterem ;)
Emily jest nawet dla mnie fenomenem - chciałam po prostu stworzyć złą postać, która nie byłaby równocześnie paskudna, poważna i ponura. A później napisałam jedną scenę z nią i jakoś tak się potoczyło...
To ja jeszcze dodam, że Szejka naprawdę starała się odnaleźć chłopaka, kiedy zniknął - ona ma trochę wspólnego z Hermioną: jest sumienna i uważa, że ludzie powinni trzymać się pewnych zasad. Jamesa nie znosi, bo to uosobienie chaosu, ale i tak nie potrafiła po prostu olać jego zaginięcia...
... Inna sprawa, że żeby gdybym chciała choćby w zarysach przedstawić wszystkich bohaterów, o których James się w życiu otarł, musiałabym chyba pisać fanfiki do fanfiku. A to byłby już wyższy poziom incepcji :D
Tajemnice będą rozplątywane... przez długi czas zapewne ;) Akurat w "Masce" przeszłość bardzo mocno wpływa na przyszłości - ale liczę, że zaufasz mi, że mam to wszystko pod kontrolą.
Nieludzia z niego robić akurat nie zamierzam :D Raczej by się chłopak zorientował przez te prawie szesnaście lat :D
(Inna sprawa, że kawał: "Taka impreza była, że się ciesz, że nie szczekasz" w świecie HP brzmi cokolwiek złowrogo...)
Myślę, że James ma powody, aby nie ufać żadnej ze stron. Ale nie jest do końca zły (i mam nadzieję, że to widać w opowiadaniu) - po prostu nikt nie nauczył go jak być dobrym. Swoją moralność budował nie tyle opierając się na wzorcach dobrych, co starając się nie powielać tych złych - więc jest mocno wypaczona.
Zresztą o jego psychice mogłabym mówić długo :D
Snape... Ciągle muszę sobie powtarzać, że nie jestem Snaperką, bo się zapominam ;)
Myślę, że Rowling chciała zrobić choć jedną dobrą, niesympatyczną postać, ale poślizgnęła się na założeniach - dołożyła mu taki bagaż doświadczeń, że ta jego kanoniczna wredota i znęcanie się nad słabszymi... stają się wytłumaczalne. W taki bardzo smutny sposób. To człowiek, któremu praktycznie nic się w życiu nie udało - może oprócz utrzymania przy życiu Harry'ego, którego nie znosił. (Inna sprawa, że osoba, która aż tak się nie kontroluje, jak to przedstawiła Rowling - nie mogłaby być szpiegiem. Kropka)
Ale mówiąc całkiem poważnie - "Najgorsze wspomnienie Snape'a" z V tomu (chyba tak brzmiał tytuł rozdziału ^^") jest dla mnie jedną z najobrzydliwszych partii tekstu w serii. I oczywiście tłumaczenie Remusa i Syriusza, gdy Harry zapytał ich o nie...
Chyba łatwiej bym to przełknęła, gdyby nie to, że w całej książce huncwoci (prócz Glizdogona) byli tymi "dobrymi". I nikt się nawet nie zająknął o przeszłości -.- Ale Snape'a to hejcili - bo drań i Śmierciojad jeden, a w dodatku ma przetłuszczone włosy.
A wracając do wątku Severus - James: oni są do siebie podobni, nawet jeśli bardzo starają się tego nie widzieć. Oddają światu to, co od niego dostali i nie mają nikogo, komu ufaliby tak bardzo, aby się przed odsłonić. Być może kiedyś dorosną, aby to zrozumieć ;)
(a więcej scenek z nimi oczywiście będzie :D - "Maska" zapowiada się na porządną cegłę)
Ja się z każdego komentarza jak dziecko cieszę, naprawdę :D
Teraz rozdziały powinny wpadać częściej, bo lato się skończyło i nie ma już co mnie odciągać od komputera.
(Szkoły wolę nie uwzględniać w obliczeniach - optymistycznie liczę, że jednak ten rok nie będzie taki ciężki :D)
Pozdrawiam!
No przecież mówiłam, że każdemu odpowiadasz;-)
OdpowiedzUsuńDobrze, że napisałaś, że Szejka naprawdę zrobiła tę rundkę po kostnicach, bo mnie ten wątek zaintrygował;-D Podejrzewałam raczej, że Jo jednak żartował;-D A tu miłe zaskoczenie;-) Ach ta Szejka, już ją lubię;-)
Czy zaufam- masz to jak w banku! ;-) Jestem pewna że wszystko cudownie rozwiążesz;-)
Nawet nie wiesz, jak mnie raduje zapowiedź "porządnej cegły" i częstszych rozdziałów;-D
Że James nie jest zły widać, słychać i czuć w każdym akapicie;-) Choć starannie stara się to ukryć przed innymi;-)
Dla mnie ten rozdział "Najgorsze wspomnienie Snape'a" to było jedno wielkie nieporozumienie, niepasujące do całej reszty sagi. Jakby Rowling nagle po kilku mocniejszych kolejkach czystej uznała, że stworzone przez nią landrynkowo-karmelkowe love story rodziców Harrego było jednak nieco za cukierkowe i postanowiła zrobić mocny zwrot akcji. Szkoda tylko że taki... Dla mnie to był totalny szok. Jeszcze jak usłyszałam o tym po raz pierwszy od kolegi (przed przeczytaniem V tomu!) to uznałam, że robi mnie w konia. Ale wyjątkowo wtedy powiedział szczerą prawdę. I to wyjaśnienie: "byli młodzi i głupi" to żadne usprawiedliwienie dla świństwa jakie Potter i Black zrobili. Powinni obaj skończyć w Św. Brutusie;-)
A czy Snape się nie nadaje na szpiega? Nadaje się;-) Pod warunkiem, że w pobliżu nie ma dzieci, bo to wyłącznie przy nich traci kontrolę;-D szczególnie gryfońskich;-D
Życzę Ci weny, weny i jeszcze raz weny;-) I powodzenia w szkole;-)
Pozdrawiam serdecznie
Snow
Ja też ją lubię, tylko James nie :D On czasem nie wie, co jest dla niego dobre xD
UsuńCóż, pełne usprawiedliwienie brzmiało (streszczając): Byliśmy młodzi, James nie lubił czarnej magii, był popularny i miał to wszystko, co chciał mieć Snape. A poza tym Snape był dziwakiem i nikt nie chciał się z nim przyjaźnić. Zresztą James w siódmej klasie zmądrzał dzięki twojej matce. Tylko na Snape'a wciąż rzucał zaklęcia, ale się przecież z tym krył! Chyba rozumiesz, dlaczego tak wyszło, Harry? Oczywiście jest nam strasznie przykro, ale i tak się pouśmiechamy, bo nam przypomniałeś, że James się popisywał przed dziewczynami - cóż za znaczenie ma wobec tego fakt, że właśnie rozmawialiśmy o tym, jak znęcał się nad ludźmi. I nie zapominaj, że twój ojciec był wspaniałym człowiekiem. :D
... przy okazji: ten rozdział ze wspomnieniem jest jeszcze gorszy, kiedy się go na spokojnie analizuje. Choćby zachowanie Lily - owszem, Snape ją obraził i zranił, ale... ona musiała być świadoma, że tylko jej obecność powstrzymała Jamesa przed natychmiastowym odwetem (bo przecież była inteligenta i dobra, jak to Rowling twierdziła), więc odchodząc zostawiła człowieka, nad którym się znęcano - dodatkowo wcześniej pogarszając jego sytuację. I naprawdę, zupełnie inaczej odebrałabym ten fragment, gdyby powiedziała głupie: "Idę po nauczyciela". A tak wyszła jakaś moralność Kalego - bronię człowieka, które lubię, ale jak on mi się narazi, to niech sobie zdycha. I chyba nigdy nie wybaczę jej, że w tamtej konkretnej sytuacji powiedziała do Jamesa (by go zranić): Jesteś taki sam jak Snape.
...
Tego chyba nawet nie trzeba komentować.
Przy Syriuszu Snape też tracił kontrolę :P Problem polega na tym, że w HP naprawdę rzadko był pokazywany w innych sytuacjach niż właśnie takich "lekcyjnych"...
Dzięki, trochę szczęścia mi się przyda :D
Hermiona i te jej szlabany - całe szczęście nie zostanie belfrem :D.
OdpowiedzUsuńSnoopy... z Jamesa wychodzi mały dzieciak ilekroć o nim wspomina... smutna ta jego historia...
Harry i jego humorki... James może długo poczekać na odpowiedni moment, hahahaha :D.
wciąż nie mogę rozgryźć Rainbowa i tego, na ile szczere są jego słowa i zamiary... cóż, zobaczymy później ;).
charaktery postaci kanonicznych zachowane bezbłędnie (nawet ta wstawka z Ronem :D). i Tonks, moja Tonks <3.
1. "James uświadomił sobie po chwili z pewnym zdumienie, mogła to zrobić nieświadomie." - zdumieniem :)
2. "W jednej chwili cała złość z niech uleciała, zastąpiona niepewnością." - niej :)
3. "Czasami też żałował, że nie zapomniał wydarzania" - wydarzenia
4. "Siadła naprzeciwko niego, lecz tak, by nie oślepiało ją słońce." - jej, nie ją ;)
5. "Akurat tego nie zaplanował.
– Akurat nie o tym myślałam" - akurat-akurat
6. "Nauczycielka transmutacji wydawał się" - wydawała
7. "Kłopotów jakiś większych też nie miałam" - jakichś, bo liczba mnoga :)
--
storyoframona.blogspot.com
Tyle dużo literówek *idzie się wstydzić* ^^"
UsuńPodejrzewam, że Hermiona byłaby nauczycielką dosyć... przerażającą :D
Czytaj, czytaj - historia to dopiero w następnym rozdziale wyłazi.
Jak już wspominałam Rainbow nie będzie ani postacią pozytywną, ani negatywną. Raczej... chwiejną. Dlatego zakładam, że w obrębie jednego zdania może równocześnie skłamać, jak i powiedzieć prawdę, a nawet powiedzieć prawdę tak, żeby wyglądała na kłamstwo i na odwrót :D Nie ma więc sensu go rozgryzać na podstawie wypowiedzi - raczej trzeba poczekać na skutki :D
No tak, Tonks <3
no zdarza się no :)
Usuńprzerażającą to łagodny eufemizm :D.
czytam, czytam w miarę możliwości czasowych :). uwielbiam u Ciebie, że ta historia wyłazi przypadkiem, przy okazji, po kawałku, a nie jest walnięta jak krowie na rowie w pierwszym rozdziale lub (co teraz bardzo modne) w prologu :).
dlatego zaniechałam rozgryzanie jego słów, bo on chyba czasem sam się gubi w tym, co jest prawdziwym odbiciem uczuć, a co tylko mistyfikacją :P.
--
http://storyoframona.blogspot.com
Ja mam wrażenie, że Maska traci właśnie przez to, że nie jest publikowana w całości :/ Po jakimś czasie szczegóły się zacierają, a one są jednak w tym opku ważne. Ale nie ma co marudzić, staram się to pisać w miarę sprawnie :D Choć tak bardzo chciałabym już skończyć, złożyć ebooka i tylko sprawdzać komentarze :D
UsuńCóż, z prologiem miałabym taki problem, że każde wydarzenie warte umieszczenia w nim byłoby równocześnie mega spojlerem :D Nie wiem jak inni blogerzy sobie z tym problemem radzą.
Myślę, że można chłopakowi wybaczyć. Jeszcze miesiąc temu jego największym problemem było nie spóźnianie się do pracy i czytanie horrorów na przemian z książkami o Legilimencji. A później nagle znalazł się w samym środku konfliktu, choć wcześniej nawet nie wiedział, że taki istnieje :D Musi dzieciak mieć chwilę, aby sobie to poukładać...
masz trochę racji, bardzo chciałabym przeczytać to w formie e-booka (choć najbardziej w formie papierowej :D).
Usuńz prologami jest ten problem, że mało kto potrafi go napisać porządnie :P. dlatego w większości przypadków raczej działają mi na nerwy ;).
James ma w ogóle mnóstwo rzeczy do poukładania i zgadzam się w zupełności z słowami 'starej czapki', że powinien pogodzić się z przeszłością. choć samemu będzie mu trudno a nie ma nikogo, kto nadałby się na wsparcie. no chyba że zaprzyjaźni się z Hermioną :P.
--
http://storyoframona.blogspot.com